Obraz artykułu Poorly Drawn House - "House Doesn't Have Four Walls"

Poorly Drawn House - "House Doesn't Have Four Walls"

79%

Zespół z Karoliny Południowej sam siebie opisuje jako slowcore'owy, co stawia przez spadkobiercami Galaxie 500, Red House Painters czy Dustera niełatwe zadanie. Melancholia i nostalgia opakowane w smutne teksty i równie przybijające melodie to format uniwersalny, ale też podatny na pułapki nudy i powtarzalności. Poorly Drawn House poszerza jednak ramy gatunkowe, dodaje wpływy post-rocka i shoegaze'u, a "Home Doesn't Have Four Walls" to świetny zestaw smutnych utworów do podumania nad sensem istnienia albo płakania w poduszkę.

Okładka wygląda znajomo, od razu można się domyślać, co jest grane. Budzi nawet skojarzenia z Godspeed You! Black Emperor, ale nowe dzieło Poorly Drawn House ma własną tożsamość. Oprócz gatunkowego standardu w postaci rozwleczonych, ponurych partii gitarowych, mamy tutaj do czynienia ze świetnie dobranym zapleczem instrumentalnym. Do momentów, w których pojawia się na przykład klarnet chce się wracać wiele razy - z niedowierzania i po to, by utwierdzić się w przekonaniu, że to świetny pomysł.

 

Elementy free jazzu miejscami przeplatają się z krzykiem albo soczystym, wyrazistym riffem gitarowym. "The Walls as Witness" to dość typowy wstęp, ale udziela wskazówek, dokąd będzie zmierzać reszta albumu. Kilka shoegaze'owych dźwięków to tylko zapowiedź. W "Night Hawks" pojawia się wreszcie więcej wokalu (a także wspomniany klarnet). Trudno oceniać umiejętności i technikę wokalisty, posługuje się raczej melorecytacją i aktorskimi umiejętnościami niż śpiewem. Anthony Gansauer mruczy w tle, raz brzmi przerażająco spokojnie, jak Robert Smith w "Lullaby" The Cure, innym razem ciepło i miło, bliżej Sufjana Stevensa. W międzyczasie pojawia się jeszcze drugi, żeński głos, który w kilku utworach szepcze poetyckie frazy. Poorly Drawn House potrafi zaskoczyć, umiejętnie buduje napięcie i rozładowuje je w ciągu jednego utworu. "Thereupon The Grass" to wiersz na dwa głosy, emocjonalny i świetny muzycznie, połączenie wcześniej wymienionych gatunków, a wszystko w ciągu zaledwie czterech minut. 

 

Można by napisać, że "House Doesn't Have Four Walls" jest za krótkie, ale nie miałoby to sensu. Ten album to szybkie crying session. Lekko ponad dwadzieścia minut pozwala na odwołanie się do schematu intro-rozwinięcie-punkt kulminacyjny-outro i przy całej swojej prostocie, taka forma chwyta za serce, a później nie puszcza jeszcze długo po odsłuchu. Zwiększenie liczby utworów pewnie skutkowałoby jedynie zmęczeniem odbiorców.

 

Poorly Drawn House - zespół powstały pośrodku niczego, w Spartanburgu w Karolinie Północnej (co jego członkowie często podkreślają) - idealnie oddaje małomiejski, dramatyczny marazm. Utwory z nowego albumu są jak od lat gromadzone w szufladzie wiersze, które w końcu ktoś postanowił odczytać, a w dodatku okazują się naprawdę dobre.


Candlepin/2022



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce