Obraz artykułu Encoffination/Rotting Kingdom - "Wretched Enigma of Salvation"

Encoffination/Rotting Kingdom - "Wretched Enigma of Salvation"

75%

Splity to intrygujące wydawnictwa. Jest coś urzekającego w tej osobliwej formie współpracy, w ramach której zespoły odstępują od umieszczenia wyłącznie własnego loga na okładce i decydują się na połączenie swoich materiałów. Cześć publiczności traktuje je jako półprodukty, niektóre grupy widzą w nich sposób na wypchnięcie mniej udanych utworów, ale zdarzają się też istne perełki.

Wspólny materiał Amerykanów z Encoffination wraz z ich rodakami z Rotting Kingdom nie należy do robionych na szybko w celu dopisania kolejnej pozycji w dyskografii. Obydwie grupy przygotowały swoje części z wielką pieczołowitością i chociaż obranie tej najwolniejszej, najbardziej walcowatej odmiany death metalu umożliwia pójścia na łatwiznę poprzez rozciągnięcie kompozycji, to żadna z kapel nie zdecydowała się na ten krok.

 

W ciągu czternastu lat działalności Encoffination ugruntowało dość mocną pozycję na rynku. Zdarzały się im wydawnictwa zarówno wspaniałe ("III - Hear Me, O Death" z 2014 roku), jak i mniej udane ("O'Hell Shine In Thy Withed Sepulchers" z 2011 roku), ale najważniejsze jest to, że szybko odkryli własny styl i dopieszczali go przez lata. Zazwyczaj z tendencją zwyżkową. "Wretched Enigma of Salvation" w pewien sposób wpisuje się w ten trend, mimo że trio opublikowało zaledwie dwa nowe utwory (choć patrząc na czas ich trwania, chce się napisać "aż dwa"), zdołało pokazać w nich naprawdę wiele.

 

Trzonem niezmiennie pozostaje death metal odgrywany w powolnym tempie, ale Encoffination doskonale potrafi ten czas wypełnić. Nie dzieje się tutaj wiele, a jednak jest ciekawie. Z głośników sączy się gęsta smoła, przypominając o najwolniejszych wydawnictwach spod ręki Johna McEntee z Incantation, a świetna produkcja dodaje kolejną warstwę uroku. Najciekawiej wypada motoryczna praca perkusji, której każde miarowe uderzenie ma ciężar młota kowalskiego spadającego z wielokilometrowej wysokości.

 

Jeszcze jaśniejszy blask emanuje jednak od Rotting Kingdom. Ominąłem pełen album grupy z Kentucky ("A Deeper Shade of Sorrow" sprzed dwóch lat), więc podchodziłem do ich części splitu bez jakichkolwiek oczekiwań. To także deathmetalowe walce, ale niesamowicie przemyślane i wypełnione smaczkami, które odkrywa się stopniowo przy każdym kolejnym przesłuchaniu.

 

Rotting Kingdom nie trzyma się z maniakalnym uporem jednego stylu, pozwala sobie na liczne skoki w bok - raz drastycznie zwalnia, raz nagle atakuje wpadającą w ucho melodią, a rezultat do pewnego stopnia przypomina podejście Temple of Void. Zresztą o ile Encoffination ewidentnie hołduje walcom ze Stanów, o tyle koledzy ze splita częściej puszczają oczko do fanów Paradise Lost czy starszej Anathemy, pozostają przy tym po prostu sobą.

 

"Wretched Enigma of Salvation" to cztery monumenty wykonane przez dwie grupy, które niby grają to samo, ale nie w taki sam sposób. Z jednej strony ciężkie, miażdżące Encoffination, z drugiej bardziej przystępne, niestroniące od eksperymentów i melodii Rotting Kingdom - kontrast jest najmocniejszym atutem tego wydawnictwa. Death/doom metal nie jest gatunkiem, który daje wiele możliwości, stylistycznie jest dość wąski, a jednak Amerykanie pokazują, jak różne mogą być podejścia do tej muzyki. O ile splity często są formą pomniejszą, o tyle ten świetnie oddaje nie tyle istotę samych zespołów, co obranej przez nie niszy gatunkowej.


Selfmadegod/2022




Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce