Obraz artykułu Led Bib - "Umbrella Weather"

Led Bib - "Umbrella Weather"

80%

Bardzo miło jest witać ponownie nazwy, które już można było uważać za historyczne. Kwintet Led Bib nagrał pierwszy album w 2003 roku i przyczynił się z kilkoma innymi zespołami, szczególnie Portico Quartet i Polar Bear, do odrodzenia kreatywnego podejścia do jazzu w Wielkiej Brytanii.

Zespół prowadzony przez amerykańskiego bębniarza Marka Holuba wszedł bardzo ostro na brytyjską scenę - czwarty album, "Sensible Shoes", znalazł się w finale Mercury Prize i do 2014 roku Led Bib wypuścił jeszcze trzy krążki, bez wyjątku bardzo dobrze przyjęte. Później jednak Holub zaangażował się w większym stopniu w jazzową scenę Wiednia, w którym mieszka od lat i zaczęto szeptać o końcu zespołu. Te pogłoski okazały się fałszywe, Led Bib na samym początku tego roku wrócił w niezmienionym pięcioosobowym składem i obszernym nowym materiałem, czyli z "Umbrella Weather". Recenzent Guardiana nazwał ten powrót "triumfalnym".

 

Lubię małe jazzowe składy z podwojoną obsadą jednego z instrumentów. Tak jest właśnie z Led Bib, jest to kwintet z dwoma saksofonami altowymi. Alt to instrument, który w jazzie oznacza, że możemy spodziewać się odlotu, nowych pomysłów i uduchowienia. Najlepsze chwile Charliego Parkera, Johna Coltrane'a, Ornette'a Colemana czy Wayne'a Shortera to ich sola altowe. Alciści Led Bib - Pete Grogan i Chris Williams - to oczywiście nie ten kaliber, ale muzycy znakomici i świetnie dzielący się pracą i współpracujący w ramach zespołu. Nie różnią się specjalnie brzmieniem, co nie jest wadą, szczególne przy wprowadzaniu tematu, gdy głosy ich saksofonów przypominają efekt pogłosu, a przecież pogłosem wcale nie są. Bez problemu przestawiają się z dynamicznych i świdrujących dźwięków na nieliczne partie liryczne. Mózgiem i elektrownią zespołu jest oczywiście Mark Holub, perkusista świetny technicznie i na tyle nieprzewidywalny, że momenty, w których skupia się na prostym wybijaniu rytmu, wydają się małymi wydarzeniami. Najciekawiej grają kontrabasista Liran Donin i klawiszowiec Toby MacLaren. Bas jest do tego stopnia obłożony efektami gitarowymi, że na zmianę robi za kontrabas, gitarę basową i gitarę, lawiruje na granicy pomiędzy jazzem, rockiem, fusion i awangardą. Razem z klawiszami potrafiącymi chwilami wypuszczać się w rejony elektronicznego abstrakcjonizmu stanowi w wielu kompozycjach frakcję prog-rockową w obrębie Led Bib. To zespół z rodzaju tych, które umieją oczyścić fusion z całego komercyjnego szlamu, jakim ta muzyka obrosła w latach 80. i 90. Jeśli biorą coś z Weather Report, to z jego najlepszych momentów, a poza tym czerpią z Franka Zappy i Johna Zorna, którzy zawsze potrafili trzymać komercję w dystansie.

 

Ta płyta to dwanaście numerów, w większości długich, ale nigdy nie wpadających w transowość bez treści. Prawdopodobnie poza studiem te numery są jeszcze śmielsze i bardziej odjechane. Może ktoś by zaprosił Led Bib na koncert do Polski?  


RareNoise Records/2017


Oddaj swój głos:


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce