Tak brzmi debiut Róży, który z miejsca zgarnia tytuł jednego z najciekawszych zjawisk polskiej muzyki 2022 roku, a przecież mamy dopiero luty. Przesada? W żadnym wypadku. Na pierwszym pełnoprawnym materiale trio pokazuje siebie dokładnie takin, na jakie wskazują tytuł i okładka - ewidentnie chce wystraszyć słuchacza, ale nie przyprawić go o traumę, tylko wymierzyć przyjacielskie szturchnięcie w ramię, pokazać, że jest otwarte i może zaprzyjaźnić się z każdym. Obrazek zdobiący "Bu!" to zresztą duch, ale nie przerażający, nie powracający w nocnych koszmarach, tylko kolorowy, wielobarwny stworek, którego aż chce się poznać.
Fundamentem jest tutaj łagodny, dość ambitny pop z wyraźnymi wpływami indie, ale to dopiero początek długiej drogi. Im dalej w las, tym bardziej Róża zakręca swoim wehikułem w zupełnie innych kierunkach, jednocześnie dalej trzymając się bazy stylistycznej, na której powstały zręby albumu. Fenomen tego projektu tkwi w dobrze opanowanej sztuce dynamicznego przemieniania jednego elementu w drugi. W trakcie pojedynczej piosenki można usłyszeć krótką eksplorację ładnego melodycznego tematu, by po chwili, nie odbiegając za bardzo od głównego wątku, wcisnąć inny guzik, dokonać nagłego zjazdu o tonację w górę lub w dół albo wcisnąć syntezatorową przeszkadzajkę subtelnie zmieniającą wydźwięk.
Róża: Tworzyć muzykę różnorodną, zachowując własny język wypowiedzi (wywiad)
Co ciekawe, przedstawione przez grupę odmienne patenty świetnie ze sobą współgrają, dlatego w piosenkach Róży ani przez chwilę nie czuć braku spójności czy braku swobody w przeskakiwaniu z jednego miejsca do drugiego. Trudno stwierdzić, w jaki sposób trio weszło w posiadanie tej umiejętności, ale może jest to kwestia trudnej do zdefiniowania mieszanki talentu z doświadczeniem, która zapewnia muzykom opanowanie i kontrolę nad sytuacją.
"Kontrola" to zresztą słowo idealnie pasujące do zawartości "Bu!" - mimo częstych rozbieżności estetycznych, krążek niezmiennie emanuje walorem easy-listeningowym. Nie traci go nawet w momencie, gdy pod koniec najbardziej eterycznej z całego wydawnictwa "Obietnicy" do głosu dochodzi rytmika mocno przesterowanego basu. Te wszystkie zmiany tematów brzmią wręcz uroczo, bo jak powstrzymać życzliwy uśmiech, kiedy klasycznie indierockowe podłoże "Toporu" przełamują quasi-jazzowe wokale z przejściami melodycznymi przypominającymi o "Piosenkach po polsku" Afro Kolektywu? Albo kiedy w "Więcej" przeplatają się i nerwowość King Krule, i r'n'b, i nienachalne wejścia w tonie new romantic? Tych troje przyjaciół w idealny, niezobowiązujący sposób podchodzi do tworzenia, a wszystkie stosowane przez nich sposoby na podanie kawałków są tak intrygujące, że chciałoby się jeszcze więcej niż niespełna półgodzinnego materiału.
Często frazesy o płytach roku i ich ponadprzeciętnym poziomie są przesadzone, a w dodatku źle się starzeją, ale w przypadku "Bu!" jestem dziwnie spokojny o długowieczność tego albumu. Róża stworzyła coś własnego, czego nie będzie w stanie skopiować nikt inny, bo ten materiał emanuje osobowością jego twórców.
Asfalt Records/2022