Francuski skład pożegnał się z Denovali Records, pod którego skrzydłami wydał wszystkie poprzednie albumy, a następcę ciepło odebranego "Infidèle(s)" sprzed pięciu lat opublikował pod banderą Nuclear Blast. Wszystkie znaki na niebie i ziemi mogłyby sugerować, że wobec tego Celeste dokona przynajmniej lekkiej korekty stylu, ale tak się nie stało - kwartet z Lyonu brzmi tak, jakby nic się właściwie nie zmieniło.
"Assassine(s)" w żadnym wypadku nie można uznać za nowe otwarcie, raczej za ugruntowanie pozycji zespołu i jeszcze mocniejsze scementowanie dobrze znanych środków z już wcześniej wykorzystywanego inwentarza. To konsekwentne podążanie ścieżką post-metalu, który z dużą swobodą miesza się z emocjonalnym post-hardcorem, sludgem i elementami black metalu. Warto jednak przy tym zaznaczyć, że dalsze dorabianie blackmetalowej gęby Celeste jest zwyczajnie nie na miejscu - zamiast podsuwać potencjalnemu słuchaczowi trop, wprowadza w błąd. Żelazny upór stylistyczny Francuzów można więc postrzegać nie tylko jako stałe maglowanie gęstych zagrywek w średnim tempie i rozlew goryczy, ale także jako stopniowe opuszczanie rejonów sczerniałego metalu. Na najnowszym krążku znajdziemy relatywnie niewiele z tej estetyki - pojedyncze riffy i niezmienną od lat ekspresję wokalną.
Na brak blackmetalowego pierwiastka narzekać nie można - Celeste ma do zaoferowania znacznie więcej. O sile "Assassine(s)" decyduje bliski związek z post-metalem czy sludgem, gdzie surowe emocje ubrano w szaty świetnej produkcji, dodatkowo podkreślającej siłę rozpaczy bijącej od większości gitarowych pasaży czy wyryczanych prosto z trzewi wokali. Rządzą w tym rozjechane tremola prowadzące każdy numer od początku do końca i podwójna stopa dyktująca rytm większości utworów, co z czasem potrafi zabrzmieć monotonnie, ale nie przysłania wielu zalet tej czterdziestojednominutowej płyty.
W "Nonchalantes de beaute" riff budujący utwór świetnie uzupełnia rozmarzona melodyka sugerująca powinowactwo z późniejszym wcieleniem Lantlôs. Z drugiej strony najbardziej złożony na materiale "(A)" jest niczym uśpiona bestia - zaczyna się krainą łagodności, by z czasem dojść do skrzącego dialogu gitar, w których dojmującemu smutkowi asystuje monumentalność i zakończenie zrobione z filmowym rozmachem.
"Assassine(s)" to ostateczny dowód na to, że Celeste pozostaje wierne założeniom, jakie kierują zespołem od samego początku. Ten album aż bucha od uczuciowych rozterek i prób ich uporządkowania, daje do zrozumienia, że mało kto równie dobrze portretuje emocjonalną niepewność.
Nuclear Blast/2022