Ta historia nie miała miejsca, ale nie trudno sobie wyobrazić, że mogłoby do niej dojść. Self Improvement z punk rocka uczyniło punkt wyjścia w poszukiwaniach - zawsze można do niego wrócić i zanęcić słuchacza paroma klasycznymi zagrywkami, ale lepiej ruszyć w nieznane. Ekspozycji skocznych, wręcz naiwnych riffów nie stanowi sedna tego, czym zajmuje się skład z Long Beach, ale pomogła mu stworzyć własne brzmienie.
Prawie nic u tej kapeli nie brzmi normalnie, co okazuje się zaskakująco naturalne. Jej członkowie nie pozują na odszczepieńców, ta ekipa najzwyczajniej w świecie myśli o muzyce nieszablonowo i za cel obrała sobie ominięcie każdej oczywistej ścieżki rozwoju. Pozytywy takiego podejścia można by mnożyć, ale najważniejszym z nich jest brzmienie piosenek - z racji luźnego sposobu klejenia ze sobą odmiennych motywów i braku szeregu zasad z tyłu głowy, dzieje się w nich bardzo wiele, a jednocześnie pozostają przebojowe. Można je określić mianem "zepsutych hitów", bo przecież rzężąca gitara atakująca znikąd, rytm złamany bez przyczyny w połowie zwrotki albo niecodzienna ekspresja wokalna potrafią rozstroić, ale nigdy nie wytrącają z równowagi i nie odpychają.
W otwierającym "Self Improvement" Jett Wichals śpiewa, że chce być najlepszą wersją siebie i zarówno ten fragment tekstu, jak sama nazwa zespołu/piosenki idealnie licują z muzyką wypełniającą "Visible Damage". Czuć w tych numerach luz, swobodę w poszukiwaniu przeróżnych elementów, ale też nieludzki perfekcjonizm. Przy pierwszym odsłuchaniu można by uznać tę płytę za zwyczajnie przyjemną, ale dopiero przekopywanie się przez liczne warstwy dźwięków ukazuje, z jak zdolnymi bestiami mamy do czynienia.
Uprawiany przez trio punk rock w wariancie amerykańskim stale wchodzi w symbiozę z innymi gatunkami. Od czasu do czasu pojawiają się w tej układance kwaśne psychodeliczne brzmienia łamiące w pół słoneczną plażową atmosferę, a gdy hałaśliwe partie zaczynają dominować, bez ostrzeżenia przełamują je gęsto zagrane wtręty wzięte z surf rocka, a to tylko część wycieczek, w które zabierze was ten materiał. W "Fear & Power" riffową zabawę brzmiącą jak kompromis pomiędzy indie rockiem a hardcorem stale podbija wokal Wichals, której zawodzenie włącza w głowie lampkę z napisem "awangardowy pop". Zdziwieni? To poczekajcie na "Asylum Seeker", gdzie paleta inspiracji rozciąga się od synthowych zagrywek z nowej płyty Turnstile aż po hybrydę stylów Agent Orange i Sonic Youth. Self Improvement nie pozwala sobie na żadne ograniczenia.
Punk rock potrzebuje takich albumów - odmiennych i niemożliwych do jednoznacznego sklasyfikowania. "Visible Damage" udowadnia, że Self Improvement może być przyszłością tego nurtu.
wydanie własne/2021