Obraz artykułu Of The Wand And The Moon - "You Can't Hold This Wreath of Sorrow"

Of The Wand And The Moon - "You Can't Hold This Wreath of Sorrow"

83%

Wyobraźcie sobie, że Leonard Cohen wybudził się z wiecznego snu i ruszył w podróż po transylwańskich zamkach w towarzystwie Nicka Cave'a. Wieczorem stanęli na szczycie jednego z budynków i zaczęli wlewać w siebie wino, tłukli puste butelki i narzekali na okrucieństwa świata. Gdyby do takiej sytuacji faktycznie doszło, pewnie narodziłby się z niej nowy album Of The Wand And The Moon.

Porównywanie Of The Wand And The Moon do Cave'a i Cohena nie jest bezpodstawne - zwrot stylistyczny na najnowszej płycie duńskiego brodacza automatycznie podsuwa skojarzenia z tym dwojgiem. W ostatnich latach jego twórczość stawała się coraz bardziej hermetyczna, teraz postanowił wyjść z jaskini i ją przewietrzyć, co jest słusznym zabiegiem, ponieważ większość dzisiejszych interpretacji neofolku zarzyna grzech wtórności.

 

Teoretycznie brzmią dobrze, niosą za sobą szczery ładunek emocjonalny, ale na poziomie muzycznym trudno pozbyć się wrażenia nudy bijącego chociażby od takich projektów jak Rome czy Spiritual Front. Nowe albumy często są do siebie zbyt podobne ze względu na zastosowanie dokładnie tych samych środków stylistycznych - zamyślony pan śpiewający niskim głosem, gitary akustyczne, smyczki, różne perkusjonalia... Wszystko to znamy i lubimy, ale co za dużo, to niezdrowo. Kim Larsen na szczęście zatroszczył się o aspekt zdrowotny - na jego nowym krążku znajdziemy wprawdzie te wszystkie typowe dla gatunku elementy, ale także inne, które dodatkowo wzbogacają premierowe utwory. Samo opuszczenie ściśle dookreślonych ram stylistycznych nie jest jednak sekretem nagrania udanego materiału, są nim po prostu solidne kompozycje, a tych na "You Can't Hold This Wreath of Sorrow" nie brakuje.

 

Jak na neofolkowe ramy, album urzeka eklektyzmem. W kategorii aranżacji, sposobu zagrania czy nawet tempa trudno wyłapać powtarzające się elementy, a jedyną klamrą spinającą je w całość jest sam Larsen z tym swoim wiecznie zasmuconym głosem. Może nie mamy tutaj do czynienia z obszernym instrumentarium - bo zestaw gitar, skrzypiec, okazjonalnie pojawiającej się trąbki czy bębnów to niewiele - ale kreatywność twórcy budzi podziw. Mimo szerokiego rozstrzału brzmieniowego, duński muzyk ma wyczucie i wie, co robić, by nie przedobrzyć.

 

Zawartość "You Can't Hold This Wreath of Sorrow" jest spójna, każdy z utworów stanowi integralną część albumu, a jednak Duńczyk bez zawahania szafuje różnymi stylami przy zachowaniu rozsądnych proporcji. Utwór tytułowy to klasyczny, choć przejmujący ładunek smutku ze stuprocentową zawartością neofolku w neofolku, ale już "Let's Take a Ride (My Love)" brzmi jak napisane pod romantyczną scenę z filmu akcji, gdzie dwoje kochanków ucieka przed całym światem. "Twilight Halo" zaczyna się wyjątkowo niepokojąco, jakby na styku industrialu z ambientem, a "Nothing for Me" oczarowuje uroczą energią przaśnego dad rocka.

 

Albumy pokroju "You Can't Hold This Wreath of Sorrow" są potrzebne. Ambitne, pomysłowe, udowadniające, że ich twórcy nie siedzą zamknięci w blaszanej klatce strefy komfortu. Kim Larsen dowiódł, jak wiele ma do powiedzenia w neofolkowej estetyce, a jeśli dalej będzie nagrywał tak dobre rzeczy, niech na baczności mają się inni smutni bardowie.


Heidrunar Myrkrunar/2021



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce