Obraz artykułu Funeral Mist - "Deiform"

Funeral Mist - "Deiform"

92%

Jest godzina dwudziesta trzecia czasu lokalnego w Szwecji. Pojawiłeś się w jednym z tamtejszych lasów, ponieważ chciałeś wypocząć, obcując z pięknem skandynawskich krajobrazów. Przemierzasz gęste od drzew i krzaków ścieżki, aż nagle słyszysz hałas. Wyłapujesz jego źródło, podchodzisz bliżej, twoim oczom ukazuje się misterny rytuał, który przekracza granice wyobraźni. Rosły szaman skacze dookoła buchającego ogniem stosu, asystuje mu zastęp opętanych dzieci, a cały ten obrzęd budzi podziw połączony z przerażeniem. Tak brzmi nowa płyta Funeral Mist, za sprawą której zespół powraca do szczytowej formy.

Mogłoby się wydawać, że niepokój bijący od czwartego albumu Funeral Mist nie jest niczym zaskakującym, w końcu od czasu "Salvation" z 2003 roku jest go w tej muzyce pełno, ale ostatnimi czasy Arioch - jedyny stały członek zespołu - miewał wahania formy. Moment wyraźnej zniżki uwieczniło "Hekatomb" z 2018 roku, gdzie wyraźnie dało się wyczuć brak weny. Nie był to może materiał nadający się wyłącznie do kosza, ale wyraźnie odbiegał poziomem od wcześniejszych wydawnictw.

 

Zabrakło obłąkania i niedookreślonej atmosfery grozy, czyli elementów w dużej mierze konstytuujących najwybitniejsze momenty twórczości Funeral Mist, wyróżniające projekt spośród innych blackmetalowych załóg. Na szczęście "Deiform" już od pierwszych dźwięków udowadnia, że mankamenty poprzednika zostały wyeliminowane i z miejsca przyciąga uwagę pokaźną dawką szaleństwa oraz nieprzewidywalności. To muzyka przesycona transem i patosem w wydaniu mocno religijnym, ale w duchowości Funeral Mist próżno szukać cepelii. Nie ma tutaj ucieczek w rejony teatru dla chłopaczków w corpse paintach, pomysły dawkowane są naturalnie, a dzięki równowadze na linii rzeź-zaduma, całość przyciąga powagą i swoistym mistycyzmem.

 

Najbardziej na "Deiform" wyróżnia się pomysłowość bijąca od każdej z kompozycji. Gdyby rozebrać te numery na czynniki pierwsze, to teoretycznie nie zauważyłoby się w nich niczego nadzwyczajnego - gradobicie blastów i riffy utrzymane najczęściej w prędkościach ponadświetlnych. Należy jednak zwrócić uwagę na sposób zagrania tych elementów - trudno określić, jak Arioch to zrobił, ale jego sposób prezentowania ekstremalnie blackmetalowych zagrywek odznacza się czymś niezwykłym. Jakby zebrał do kupy każdy wymyślony przez siebie, zbudowany na prostych power chordach riff, a następnie zniekształcił je, zagrał od tyłu i zdefiniował na nowo. Takie składowe decydują o niezwykłości najnowszego albumu Funeral Mist, nadają mu atmosferę, jakiej nie znajdziecie na żadnym innym tegorocznym materiale w tym gatunku i w dodatku są bardzo widoczne, umiejscowione na pierwszym planie każdego z utworów.

 

Wystarczy zwrócić uwagę chociażby na "Apokalyptikon" startujący klasycznym, ale uciętym w połowie riffem, który przeradza się w plątaninę gitarowych warkoczy, co w połączeniu z demonicznym wokalem nie pozwala na żadną taryfę ulgową. Sytuacja wygląda podobnie w przypadku najbardziej rozbudowanego "In Here", gdzie znajdziemy i lawinę tremolowych partii, i plemienny trans stanowiący świetne przejście pomiędzy końcówką numeru a dziecięcymi chórkami otwierającymi "Children of the Urn".

 

Najnowsza propozycja Funeral Mist wzbudza uśmiech radości, bo oznaki przeciętniactwa z "Hekatomb" zniknęły na dobre. Wyparło je nieokiełznane szaleństwo i powrót do konstrukcji utworów tak nieoczywistych, że aż hipnotyzujących. Jeden z najlepszych blackmetalowych albumów tego roku.


Norma Evangelium Diaboli/2021



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce