"Garbage Days" zawiera niespełna dwadzieścia minut crust punka w stylu północnoeuropejskim i ani przez chwilę nie nudzi. To muzyka tak hojnie obdarzona energią, że właściwie trudno znaleźć w niej elementy, które potrzebowałyby modyfikacji albo których w ogóle dałoby się pozbyć. Nawet jeśli można byłoby temu krążkowi zarzucić stylistyczny hermetyzm czy monotonię, będą to argumenty pozbawione mocy w obliczu potężnych ciosów wymierzanych przez Aftermath.
Do pokaźnego ładunku agresji Szwedzi dorzucili ponadto przeróżne smaczki, a w dodatku wiedzą, jak tonować nastroje. Znaczny procent materiału stanowią momenty rozpędzone, gdzie perkusista ze swoim niechlujnym d-beatem robi wszystko, co może, by nadgonić za riffami odgrywanymi w prędkościach wyścigowych, ale znajdziemy tu także inne ciekawostki. Zespół dorzuca do arsenału wetknięte tu i ówdzie, maksymalnie treściwe w formie, rock'n'rollowe solówki czy zwolnienia, a wszystko po to, by ten krótki, ale bardzo ekspresyjny album nie zmienił się w jedną wielką, hałaśliwą masę.
Nawet w tych numerach, gdzie Aftermath nie dba o urozmaicenia, poziom adrenaliny nie spada nawet na chwilę. Trudno powiedzieć, skąd tak wielka zdolność do ciągłego utrzymywania uwagi słuchacza, ale gdybym musiał wskazać, gdzie leży jej źródło, postawiłbym na wewnętrznego cenzora zmuszającego do eliminowania wszystkiego, co zbędne. Żaden z tych siedmiu kawałków nie jest zbyt długi, każdy pozostawia odbiorcę z niedosytem. Chciałoby się więcej, a zespół bezceremonialnie to wszystko ucina i wychodzi mu to na dobre.
Na przykład trwający nieco ponad dwie i pół minuty "Conservative Stench" atakuje riffem przywołującym na myśl "Wolverine Blues" Entombed, a z drugiej strony w jeszcze krótszym "Long Arm of the Law" d-beatowy wyścig raz na jakiś czas zostaje stonowany przez wjazd solówki rodem z "High Visibility" The Hellacopters. To drobne dodatki, można by powiedzieć, że czysto kosmetyczne, ale ich użycie dowodzi, że Aftermath wie, jak sypać sól na rany i uczynić "Garbage Day" ciekawszym materiałem. Wszystko sprawia tu wrażenie przemyślanego, co uwypukla dodatkowo klasowa produkcja z równowagą na linii surowizna-ciężar. Ci dżentelmeni nie oszczędzają nikogo, ale stawiają na selektywność, zamiast pchać się w totalną piwnicę.
Debiutanckie wydawnictwo Aftermath spełni oczekiwania, jakie większość osób pokłada w crust punku - gwarantuje poczucie wybitych zębów i porcję adrenaliny pulsującej w organizmie jeszcze kilka godzin po przesłuchaniu całości. "Garbage Day" to nie żarty. Posłuchajcie sami, a zostaniecie sprowadzeni do parteru, zupełnie jak ten przyjemniaczek z okładki.
Halvfabrikat/2021