Obraz artykułu Snail Mail - "Valentine"

Snail Mail - "Valentine"

88%

Rzut okiem na Bandcamp czy Spotify pokazuje, że scena indie trzyma się dobrze i wciąż istnieje na nią duży popyt, choć wiele projektów kategoryzowanych w ten sposób dopuszcza się grzechu powtarzalności i trudno je od siebie odróżnić. Na "Valentine" Snail Mail wychodzi naprzeciw oczekiwaniom tych odbiorców, którzy chcą czegoś więcej niż poprawnego odtwórstwa.

Druga płyta amerykańskiej artystki zaskakuje przede wszystkim gatunkową elastycznością - Snail Mail wie, że jeśli chce osiągać szczyty, musi być wyrazista i musi pokazać światu swoje wnętrze, a nie zaledwie kolekcję szablonów. Z takim materiałem o skutki tej decyzji może być spokojna.

 

Spojrzenie rzucone przez Lindsey Jordan na okładce utwierdza w przekonaniu, że jest to artystka twardo stąpająca po ziemi, a każde jej działanie zostało dokładnie zaplanowane. "Plan" jest zresztą słowem-kluczem w kontekście "Valentine" - album może wstrzelić się w gust fanów indie, gdzie dominuje ostrożnie dawkowana melancholia, ale również do osób sięgających poza wszelkie odmiany smutku.


Przez płytę przewijają się rozległe wpływy przeróżnych gatunków, ale wykorzystywane z rozsądkiem, bez przesytu jednym zestawem proporcji. Autorka zgrabnie przeskakuje z punktu A do punktu B, stawia na płynność i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że zasygnalizowana zmiana motywu, opakowana w ładną melodię i aranżację, przemówi do słuchacza bardziej niż nieestetyczny strumień świadomości. Dlatego przestrzały z indie rocka do folku czy slowcore'u nie sprawiają wrażenia wymuszonych czy nadmiernie popisowych, są świetnie wymyślone i precyzyjnie opracowane.

 

Surowe uczucia - stanowiące główny budulec "Valentine" - oddziałują w wyjątkowo przekonujący sposób. Jordan potrafi złamać serce, ale słuchacz będzie się z tym czuł dobrze i nawet nie spróbuje opanować wzruszenia. Kiedy w przedostatnim "Automate" dostajemy w twarz zdaniem: Kiedy będę stara i zgniła, ty już znajdziesz się na swojej drodze, każde słowo uderza z taką siłą, że trudno się z tymi emocjami nie utożsamiać. Co jednak najważniejsze, oprócz emocji są na tym albumie również świetnie skrojone numery utrzymane w duchu eklektyzmu. W "c. et al." Jordan sprawnie mierzy się ze slowcorem przypominającym efekt kooperacji Phoebe Bridgers i Marka Kozelka, a "Glory" to świeże, natchnięte melancholią spojrzenie na współczesnego alt-rocka. Na tym niespodzianki się nie kończą - "Forever (Sailing)" skręca w kierunku uduchowionego r'n'b, a "Headlock" zahacza o shoegaze.

 

"Valentine" to jeden z najbardziej przyziemnych albumów tego roku. Dzieje się tutaj dużo zarówno na polu emocjonalnym, jak i muzycznym, ale bez przesady i egzaltowania. Snail Mail wie, że trudne życiowe opowieści lepiej podać z nerwami trzymanymi na wodzy, nawet z drżącym głosem, ale bez sztucznego teatrzyku.


Matador/2021



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce