"Pierwsza Pieśń Konia" to wręcz recitalowa konwencja, a Joanna Szumacher przypomina w niej Magdę Umer. W dodatku całość bazuje na prastarym schemacie dialogu wokalu żeńskiego z męskim. Z kolei "Techno techno!"... Cóż, tutaj tytuł mówi sam za siebie. Trzeba owe "techno" potraktować jednak z przymrużeniem oka. To nie jest Jeff Mills czy Robert Hood, a raczej pastisz luźno nawiązujący do gatunku. Podobnemu zabiegowi poddany został zresztą także death metal w "Ostatniej Pieśni Konia". Prześmiewcze momenty "Kopyt Zła" wypadają zdecydowanie najciekawiej, odczyty bywają natomiast przydługie i nużące, a towarzyszące im podkłady budzą znacznie mniej emocji niż w przypadku Michała Szturomskiego.
Szumacher i Cieślak maja na koncie współpracę z wieloma dziwacznymi projektami. Smutne Kobiety, Blisko Pola, Beton, 19 Wiosen - odcisnęli piętno na każdym z nich i każde z nich dało im odpowiednie narzędzia do stworzenia jeszcze bardziej zaskakującego, wspólnego przedsięwzięcia. Dla wielu będzie to o jeden krok za daleko, ale dla tych, którzy lubują się w brzmieniowych eksperymentach poszerzających definicję słowa "muzyka" będzie to krok w ich kierunku. Zresztą nie tylko dźwięki układają się tu w zaskakujące wzory, lecz także słowa, tworząc chaotyczną, pozbawioną chronologii i wyraźnego przekazu opowieść.
Literacko-muzyczny projekt duetu Szumacher/Cieślak to humor, absurd i karykatura na miarę legendarnego "P.O.L.O.V.I.R.U.S.'a" zespołu Kury, choć podane za pomocą trochę trudniejszego języka. Jeżeli lubicie podobne zabawy z formą, nieprędko oderwiecie się od "Kopyt Zła".
Requiem Records/2016