Obraz artykułu Austra - "Future Politics"

Austra - "Future Politics"

90%

Ze mną i Austrą jest tak, że lubię "Feel It Break" i "Olympię" też lubię, choć akurat "Olimpia", moim zdaniem, stanowiła jedynie przedłużenie "Feel...". Udane, ale to trochę jakby kupić pizzę, zamrozić ją na dwa lata, a potem podgrzać i podać znajomym, mówiąc: "Smacznego, jedzcie, to zupełnie nowe danie". Bałam się, że znajomi nie zjedli tej pizzy do końca i Austra po czterech latach mrożenia znowu nam ją odgrzeje, więc czekałam na "Future Politics" bez nadmiernej gorliwości.

Trochę mi teraz nawet wstyd za siebie, bo ostatecznie otrzymałam zaproszenie na wspaniałą wyprawę, zorganizowaną tak doskonale, że nie jestem w stanie powiedzieć o żadnej rzeczy, która mi się w niej nie podobała. 

 

Nawet jeśli rozpocząć temat wokalu Katie Stelmanis, z którym zawsze miałam problem, bo brzmiał jak aglomerat wszystkich osłuchanych już wokali damskich - "dzień dobry" dla Karin Dreijer Andersson (Fever Ray), jeszcze głośniejsze "dzień dobry" dla Florence Welch i "dzień dobry" też dla Natashy Khan (Bat for Lashes) - to w tym przypadku po raz pierwszy wzbudziła we mnie poczucie, że nie naśladuje żadnej z wymienionych artystek, ale stara się pokazać coś nowego, bardziej może swojego. Nie jestem do końca pewna, czy ta świeżość wynika z tego, że rzeczywiście dostałam nową pizzę, czy może z tego, że zapomniałam już, jak smakowała ta stara, gdy jadłam ją po raz pierwszy i tylko dlatego na moment mogłam się zachwycić, ale to nieważne, bo kupuję tę Karin, tę Florence i tę Natashę. I cieszę się, że już nie jako Karin, Florence i Natashę, a wreszcie jako Katie Stelmanis.

 

Pierwszy utwór "We Were Alive" ze swoimi miękkimi syntezatorami, kanciastym beatem i treściwym wokalem przypomniał mi na nowo, dlaczego w ogóle pewnego dnia zainteresowałam się kanadyjskim trio. I przypomniał mi o tym w wielkim stylu.

 

Dwa single zapowiadające płytę, czyli "Future Politics" i "Utopia", jawiły mi się już od początku jako zapowiedź przeniesienia spirytualistycznych fonii znanych z poprzednich płyt do pulsującego klubu tanecznego lat osiemdziesiątych. I tak rzeczywiście się stało, a ja się cieszę, bo dzięki temu mniej w tym albumie mroku (nie zniknął oczywiście całkowicie, bo wielokrotnie odczuwałam podskórny niepokój) i trochę więcej zabawy. Widzę moje babcie kręcące się w slow motion, otoczone kolorowymi światłami, rok 1983, w tle słyszę Austrę. Żałuję tylko, że nie towarzyszył im wtedy ten krążek, bo teraz, choć robią różne rzeczy w slow motion, raczej już się nie kręcą otoczone kolorowymi światłami. I rok 1983 też gdzieś sobie poszedł, ale wraca dzięki "Future Politics".

 

"Future Politics" daje nam wszystko, łącząc nasze emocje z emocjami ukrytymi pomiędzy dźwiękami. Historia opowiadana nam przez Austrę jest wielopostaciowa, a przy tym zaskakująco spójna. To jak cały tydzień scharakteryzowany jedenastoma utworami, ładnie zapakowany i zostawiony pod drzwiami. Dostajemy ciemne, ale dyskretne uderzenia syntezatorów i rozpaczliwy, półmetaliczny wokal w "I'm A Monster"; doskonale minimalistyczne "I Love You More Than You Love Yourself"; "Angel In Your Eye" z wyrazistym podkładem; magiczne "Freepower"; hipnotyzujące frazowanie w "Gai"; rozluźniające "Beyond A Mortal" ze wspaniałą głębią; wyciszającą harfę w instrumentalnym "Deep Thouht" i pięknie liryczne "43". Ciężko nie docenić tej podróży, ciężko się nie rozpłynąć.

 

"Future Politics" to jedyna przyszłościowa polityka, której jestem pewna, której się nie boję i z którą chcę obcować jak najczęściej. Dziękuję, Austro.


Domino/2017


Oddaj swój głos:


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce