Wychodzi z tego seria tworów juwenaliowo-męskograniowych, czyli losowo wygenerowane papki bez charakteru i własnej tożsamości. Ginie gdzieś w tym wszystkim uniwersalność tworzona przz zespoły operujące prostymi, acz celnymi wzorcami. Bez pretensjonalności i konkursu poezji śpiewanej, za to z przebojami broniącymi się, mimo rosnących naokoło trendów. Całe szczęście, że z tej gęstwiny wyłania się nowa płyta Fertile Hump - czyli album, który bez problemu poradzi sobie w konfrontacji z czasem.
Dlaczego tak uważam? Bo "The Break Up Club" kupiło mnie przede wszystkim swobodą. Słucham tych dwunastu utworów i aż nie mogę uwierzyć, że zespół z Polski potrafi przekazywać treści z takim luzem, bez zbędnej napinki i ego nadmuchanego do poziomu wysokości wieży Eiffla. Nowy album Fertile Hump zawiera kilka elementów, które każą mi sądzić, że udawanie kogoś, kim się nie jest nie wchodzi tutaj w grę. Liczą się po prostu rockowe, podparte tłustym bluesidłem numery wykonane z potrzeby serca.
Najważniejszym z z tych elementów jest doświadczenie. Od pierwszych dźwięków wiadomo, że ta ekipa na garażowej surowiźnie zjadła zęby. W dodatku ma w zanadrzu tyle asów, że co chwila sypie nimi z rękawa i nigdy nie zaczyna przynudzać. Temperatura na "The Break Up Club" zawsze sięga górnych kresek termometru, a kończyny chodzą same, bo to materiał wybitnie koncertowy. Liczba strzałów wymierzonych przez Fertile Hump jest przytłaczająca, duet nie ogranicza się do paru świetnych numerów przerywanych mieliznami - obowiązuje tutaj zasada all killers, no fillers i warto mieć na uwadze, że w tak gęstej rockowej muzyce nie jest to wcale powszechne.
Sekretem sukcesu najnowszego materiału Fertile Hump jest ustrzeżenie się przed utknięciem w którejś z "baniek". Zespół wykorzystuje masę różnorodnych patentów, ale wszystkie po mistrzowsku rozkłada na długość całej płyty. Nie wystrzeliwuje się ze wszystkich pomysłów w ciągu pierwszego kwadransa, dawkuje je z rozwagą tak, by napięcie nie opadało i cały czas było ciekawie. Weźmy "Don't Think Twice" - śmierdzący na kilometr obskurnym country prosto z którejś z alkoholowych baro-mordowni z serca Dallas. Prosty, melodyjny temat na banjo, zaangażowana partia wokalna i sukces mamy właściwie gotowy. Nikt nie sili się tutaj na przekombinowywanie czy specjalny pokaz wygórowanych ambicji - chcemy przebojowego numeru i go dostarczamy. Proste.
Podobnie sprawa wygląda z "Real Nazis Won the War Long Time Ago", gdzie rozstrajająca tematyka tekstu świetnie kontrastuje z alt-rockowymi zagrywkami godnymi dużej sceny Glastonbury w godzinach szczytu. Dostajemy prosto skonstruowany, a przy tym wpadający w ucho refren, klawiszową podbitkę tu i tam, a reszta pisze się sama. To jest właśnie kompozycyjna maestria.
Mamy jedne z najgorętszych dni wakacji, więc potrzeba do nich dobrać odpowiedni, wyrazisty, luzacki, rockowy soundtrack. Na szczęście daleko szukać nie trzeba - "The Break Up Club" ma wszystko, czego można sobie o tej porze roku wymarzyć.
Antena Krzyku/2021
Fertile Hump wystąpi na Soundrive Festival 2021, który odbędzie się w dniach 10-15 sierpnia. Więcej informacji TUTAJ.