Co zresztą można by dodać po wysłuchaniu auto-diagnozy przeprowadzonej w "Captcha"? Belmondo nie udaje, że nie czyta komentarzy na swój temat; nie odgrywa zaskoczenia, gdy okazuje się, że ktoś stworzył mema z jego twarzą i nie chwali się drogim samochodem, kiedy najbardziej potrzeba mu łodzi podwodnej, dzięki której mógłby podnieść się z dna. W niedawno wyemitowanym odcinku podcastu Drink Champs N.O.R.E. opowiadał o szoku, jakiego niegdyś doznał, gdy zrozumiał, że wiele osób rapuje o swoich fantazjach, a nie o prawdziwych przeżyciach, tutaj mamy sytuację dokładnie odwrotną - Belmondziak otwiera się tak bardzo, że aż chciałoby się go odciążyć i przemienić ten osobisty armagedon w fikcję.
Szczerych, wiwisekcyjnych wyznań jest na "Hustle As Usual" jeszcze kilka, a kiedy musieliśmy z mamą wyprowadzić się z tej ziemi / Powodem były PLN-y (w "Te tereny") czy chciałem sobie strzelić w łeb, ale nie - to by było błędem / Przecież jestem Goethe, a nie Werter ("Wte i wewte") to jedne z najbardziej osobistych i bezpośrednich linijek, jakie w tym roku w polskim rapie usłyszycie. Kiedy ktoś niespodziewanie zaczyna się obnażać, trudno nie spojrzeć w jego kierunku chociażby po to, by przekonać się, czy naprawdę niczego nie pozostawi w ukryciu, ale te najbardziej zaskakujące i pamiętne wersy nie definiują w pełni tekstowej zawartości EP-ki. Belmondo nadal potrafi bawić się słowami jak klockami lego - zdarza się, że łączy je zgodnie z instrukcją, ale częściej puszcza wodzy fantazji i konstruuje wymyślne figury pokroju: Słucham INXS i opuszczam kneset / Pozdrawiam Inez z Niemiec z "Z.K.C.K. (Teesy vol. 2/10)" albo Od Mein Kampf do Minecraft / Belmondziakomania przeszła najśmiejszelsze oczekiwania z "Pappardelle All'arrabbiata".
Czasami można zachodzić w głowę, co to właściwie znaczy, a czasami może nie znaczyć zupełnie nic, bo przecież klocki nie zawsze składa się z konkretnym pojazdem czy przedmiotem w myślach. Niekiedy wystarczy ciekawe ułożenie barw albo nabudowanie czegoś interesującego wokół tego jednego nietypowego elementu, który za wszelką cenę chcemy użyć. A że Belmondo w pojemniku z klockami ma ich pewnie niewiele mniej od Aesop Rocka albo GZY-y (w dodatku część pochodzi z zestawów wydanych na popkulturowych licencjach - od "Ghost Dog" Jima Jarmuscha przez Beastie Boys i Tracy Chapman po "Ucieczkę z Nowego Jorku" Johna Carpentera), nawet gdyby chciał, nie uformuje dwa razy tego samego kształtu.
Najpoważniejszy zarzut, jaki można wytoczyć pod adresem tekstów dotyczy ich dominującej natury - są tak bardzo absorbujące, że spychają na odleglejszy plan nie tylko produkcję Expo 2000, robią dokładnie to samo z głosem. Temu drugiemu wprawdzie to nie zaszkodzi, bo u Gdynianina zawsze ważniejsze było "o czym" od "w jaki sposób", ale przy którymś z kolei odsłuchaniu warto wybić się z transu i dostroić do podkładów, które czasami (na przykład w "Captcha") raczą ciepłym brzmieniem basu przypominającym Lowpass (choć tutaj basisty z krwi i kości z instrumentem w dłoniach nie usłyszycie), kiedy indziej przytłaczają masywnymi akordami syntezatorowymi ("Poppyn Universe") i w całości powinny wpaść w uszy osobom zasłuchującym się w J Dilli.
Stonowany Belmondawg to najciekawsze z dotychczasowych wcieleń Tytusa Szyluka także dlatego, bo "Hustle As Usual" nie jest zaledwie zbiorem singli, kompilacją przypadkowo ułożonych obok siebie przebojów. EP-ka sprawdza się jako całość, angażuje dobrze skonstruowaną dramaturgią, krótkimi przystankami w postaci skitów i spójną wizją. Pewnie nie zaszkodziłby jej dodatkowy banger, który mógłby pochulać na streamingach, ale skoro Belmondo potrafi wyhamować, postawić na bardzo dobre dwadzieścia pięć minut, zamiast trzech wybitnie chwytliwych i dwudziestu dodatkowych, należy mu się wyłącznie poklask. Oby ten kierunek udało się utrzymać przynajmniej do jeszcze jednego długogrającego krążka.
Poppyn/2021
Belmondawg wystąpi na Soundrive Festival 2021, który odbędzie się w dniach 10-15 sierpnia. Więcej informacji TUTAJ.