Zarya pochodzi z Tomska usytuowanego tuż obok wciąż wzbudzającego fascynację i dostarczającego pożywki dla teorii spiskowych zamkniętego miasta Siewiersk. Średnia roczna temperatura wynosi w tym miejscu jeden stopień Celsjusza, a śnieg sypie przez około sto pięćdziesiąt dni. Warunki nie są łatwe, aura musi być bardzo specyficzna, a efekty da się odnaleźć na trwającym niespełna półgodziny albumie "Сила" (czyli "Siła").
Z jednej strony charakterystyczne nadużywanie auto-tune'a, trapowe beaty, syntezatorowe melodie czy zniekształcone do poziomu hałasu dźwięki są doskonale znane każdemu, kto miał do czynienia z 100 gecs, Sophie albo Mylittlethumbie; z drugiej syberyjski duet choć zachowuje przebojowość, jest wyraźnie bardziej stonowany, chłodny, nastrojowy, może też najmniej przywiązany do świata realnego - dryfuje w czasoprzestrzennej mazi, czego okładka najprawdopodobniej nie obrazuje, a co można by z niej odczytać.
Jeden z najlepszych przykładów to "Неособенная" ("Niespecjalny"), na początku którego słychać przytłumiony, eurodance'owy beat złagodzony krótką melodią i głosem Pronkiny. Nastrój staje się melancholijny, ale powracający na drugim planie akord odgrywany na syntezatorze zwiastuje zderzenie z przeciwną skrajnością i faktycznie refren zabiera nas do najsmutniejszej dyskoteki świata, a w dodatku działającej na przełomie XX i XXI wieku. Czyj umysł będzie w stanie pohamować się przed wtórowaniem powtarzanemu w co drugim wersie net, net, net, net, ten/ta ma szansę na karierę w służbach specjalnych, bo uchronienie się przed czymś do tego stopnia chwytliwym wymaga rzadkiego rodzaju odporności na bodźce dźwiękowe.
Zbliżona atmosfera panuje na całym "Сила", ale w każdym z kawałków grawituje w trochę innym kierunku. W "Тишина" ("Cisza") można doszukać się wpływów happy hardcore'u spod znaku Scooter albo Blümchen (która swoją drogą z dzisiejszej perspektywy brzmi jak proto-hyperpopowa prekursorka), ale z czasem płynnie przechodzą w post-klubowe brzmienia przypominające Shygirl; "Сирена" ("Syrena") zahacza o eksperymentalną elektronikę utrzymaną w duchu chociażby "Xen" Arki; a w "Сколько" ("Ile") Pronkina śpiewa z tak przejmującym dramatyzmem w głosie, jakby powierzono jej rolę pożegnania rodzaju ludzkiego tuż przed nadejściem armagedonu.
Da się wyczuć w tej miksturze posmak wielu składników, ale nie są od siebie aż tak bardzo odmienne, jak w przypadku chociażby Dorian Electra, gdzie od czasu do czasu zaskoczą numetalowy riff czy j-popowa zwrotka. Jak na hyperpop, Zarya z wyjątkową pieczołowitością dba o spójność. Duet sięga po różnorodne elementy, ale zamyka je wewnątrz kilku głównych założeń jak pstrokatą chatkę otoczona zwierzyńcem w eleganckiej śnieżnej kuli, do której najchętniej zagląda się po wstrząśnięciu.
Aelita Records/2021