Doceniam to, gdy artysta potrafi poruszyć odpowiednie struny w taki sposób, że odfruwam i przez cały czas trwania płyty tkwię w transie. Czegoś takiego nie da się ukartować, musi wynikać ze szczerości i chęci wciągnięcia słuchacza do własnej rzeczywistości. Czechoslovakii na "A'more" ta sztuka się udała. Grają na tyle efektownie, że czuję się tak, jakbym tkwił w tym razem z nimi.
O przystępności najnowszego albumu gdańszczan częściowo decyduje moment jego wydania - trwają najgorętsze dni tego roku, nastrój wybitnie plażowy, a zawartość "A'more" dopełnia sielankowy obraz. Co ciekawe, piosenki zespołu niekoniecznie są wesołe, ale oddają nastrój, który pozwala na pełne oddanie się relaksowi. Relaks to zresztą słowo-klucz przychodzące do głowy przy obcowaniu z tym albumem. Wszystko jest tutaj spokojne, wyważone, po prostu stabilne. Nawet singlowa "Jazda", czyli kawałek wysoce energetyczny, nie przytłacza tak powszechną wśród polskich zespołów rockowych napinką czy górnolotną poezją śpiewaną w typie grafomanii Piotra Roguckiego.
Całością tego materiału rządzi beztroska, a rozmarzony charakter większości utworów utwierdza mnie w tym osądzie. Swoją drogą, to też sztuka, by znaleźć konsensus pomiędzy spokojem a zwyczajnym bujaniem w obłokach, które prowadzi do nudziarstwa i nerwowego spoglądania na zegarek. Czechoslovakia doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że zbędne przeciąganie pewnych patentów może przeistoczyć się w papkę zapętlonych dźwięków, wiedzą, jak tego unikać.
Czechoslovakia: Nie chcę stracić dziecinnego, naiwnego pierwiastka w sobie (wywiad)
Wszystko to całkiem nieźle zostało ukazane między innymi w pierwszej części "Na dnie" - leniwe sekwencje rozwleczonych akordów z miejsca kontrowane są motorycznymi riffami w guście grunge'owatego indie rocka na modłę Dinosaur Jr., których wpływy są zresztą mocno na "A'more" słyszalne. Nie ma w tym niczego złego, bo Czechoslovakia zamiast podprowadzania starszym kolegom piosenek w skali 1:1, przeszczepia na własny grunt ich muzyczną filozofię i obchodzi się z nią po swojemu. Melodia z hałasem zazębiają się, tworząc w ten sposób jednolitą całość.
Mimo tego niewątpliwego atutu, najbardziej lubię chwile, gdy trio w pełni skupia się na emanowaniu błogim spokojem. Weźmy takie "Lato", gdzie prawie że usypiający ambient sąsiaduje z rozmytym shoegazem w stylu Lush - nie ma w tym niczeo odkrywczego, ale ta nienachalna melodyka i przyjemnie wzruszająca melancholia bez wysiłku zawładnęły moim sercem. Podobnie sytuacja wygląda w "Upiorach" - nawet jeśli w drugiej połowie utworu napięcie wydaje się narastać i zmierzać w kierunku żaru noise rocka, zespół nagle cichnie, wraca do płynącej partii gitary i kontynuuje ten delikatny morski dryf.
Nie wiem, jak Czechoslovakia to zrobiła, ale ilekroć wracam do "A'more", zupełnie się wyłączam i automatycznie odsuwam na bok wszelkie troski. Zespół zaprosił mnie do własnego uniwersum, a ja wskoczyłem tam na główkę i gwarantuję wam, że jeśli posłuchacie tej płyty, poczujecie to samo.
Koty/2021