Pierwszym zwiastunem zmian był singiel "Be Sweet" z początku marca z teledyskiem zainspirowanym serialem "Z archiwum X", gdzie Zauner i Marisa Dabice z Mannequin Pussy wcieliły się w role agentek FBI badających paranormalne zjawiska. Nawet gdyby oglądać wyciszony klip, nie dałoby się nie zauważyć zmiany tonu, ale największe zaskoczenie wzbudziło sięgnięcie po ekstremalnie chwytliwy pop.
Yachtrockowa, radosna gitarka; syntezatorowe partie rodem z lat 80., gwałtownie uzależniająca melodia, chórki, ciasny splot optymizmu z delikatną nutą melancholii - to wyraźnie odmienne brzmienie od hałaśliwych, garażowych, zainspirowanych katalogiem K Records (a przynajmniej tytułami wydanymi przez wytwórnię w ubiegłym stuleciu) utworów z przeszłości Japanese Breakfast. Po premierze całego albumu okazało się wprawdzie, że Zauner wspięła się w tym singlu na tak wysoki poziom przebojowości, że sama nie była w stanie do niego doskoczyć, niemniej kierunek zmian został wyraźnie zarysowany i utrzymuje się przez całe trzydzieści siedem minut. Tym razem fundamentem jest radość - wartość rzadko obecne we współczesnym popie.
"Be Sweet" to najbardziej widowiskowy przykład przemiany Zauner, ale wcale nie najszerzej zakrojony. W otwierającym krążek "Paprika" można usłyszeć skrzypce, altówkę, wiolonczelę, saksofon, trąbkę i puzon, a roztaczana za ich pomocą atmosfera przypomina czołówkę do familijnego sitcomu, co jest prawdopodobnie ostatnim skojarzeniem, jakie dotąd można było mieć w związku z muzyką Japanese Breakfast. Wystarczą tylko te dwa początkowe kawałki, by zauważyć, jak dalece rozwinęły się umiejętności kompozytorskie i aranżacyjne urodzonej w Seulu i wychowanej w Filadelfii artystki, a jak jeszcze zagłębić się w teksty, to nawet bez tła akustycznego bronią się jako kawał solidnej poezji.
Zaskoczeń jest więcej - aura ciepłego wakacyjnego wieczoru wywołana za pomocą gitar hawajskiej i akustycznej oraz altówki i wiolonczeli w leniwym "Kokomo, IN" (ten tytuł może się kojarzyć wyłącznie z przebojem The Beach Boys i nie jest to skojarzenie aż tak odległe); intencjonalnie kiczowata, smoothjazzowa solówka saksofonowa w "Slide Tackle"; futurystyczny romantyzm w "Posing In Bondage"; niemalże filmowe, nieco archaiczne, zarejestrowane z pomocą Rhodesa i sekcji smyczkowej "Tactics". Pomysłów zmieściło się tutaj tak dużo, że najbardziej zaskakuje ociosanie ich do jednolitej formy z tą jedną nierównością w postaci być może jednego z najbardziej pamiętnych przebojów tego roku - "Be Sweet".
Do Michelle Zauner przylgnęła etykieta artystki podejmującej trudne tematy, otwierającej się ze szczerością, na jaką wiele osób nie byłoby stać i chociaż przy pierwszej styczności z "Jubilee" można odnieść wrażenie, że klej zaczął puszczać, odsłaniając zupełnie nowe oblicze, w rzeczywistości zmienił się temat, a nie sposób działania. Trzeba przecież nie lada odwagi i umiejętności, by po roku pandemii, wiszącej nad nami katastrofie klimatycznej i politycznych wojnach znaleźć w sobie wystarczająco dużo optymizmu do nagrania albumu, który nie tylko będzie nim emanował, ale w dodatku zarażał.
Dead Oceans/2021
Michelle Zauner: To nie jest eksperymentalne screamo (wywiad)