Największą siłą Aleph jest eklektyzm. Nie boją się mieszania wpływów i uciekania od szufladek. Słychać w ich muzyce dużo Mastodon, ale przeplecionego mnogością innych inspiracji - gdzieś zabrzmi King Crimson, tu i ówdzie pojawią się zagrywki w stylu Cynic (na szczęście bez tego koszmarnego vocodera), do tego troszeczkę Tool. Wszystko to łączy się naturalnie, żadna z części składowych ani na sekundę nie rozpycha się na tyle, żeby odcisnąć trwałe piętno. Muzyka płynie wyjątkowo naturalnie, dzięki czemu doskonale koresponduje z motywem przewodnik tekstów - wędrówką człowieka przez cykl życia.
Absolutnie zadziwiająca okazuje się naturalność tego wszystkiego. Staram się unikać użycia przymiotnika "prawdziwa" względem muzyki, ale myślę, że trójmieszczanie są tego zaskakująco blisko. Żadna z zagrywek nie wydaje się wymuszona, a oparcie kompozycji na częstych powtórzeniach motywów nie przeszkadza, nawet mniej oczywiste patenty sprawiają takie wrażenie, jakby wyszły całkowicie naturalnie. Pojawiające się tu i ówdzie delikatne sample dopełniają tego efektu, a wieńczący płytę, monumentalny "Whale pt.2" zdaje się zwierać w sobie wszystkie silne elementy twórczości zespołu, sprawiając wrażenie, jakby cała wcześniejsza część "Kairos" miała na celu budowanie nastroju do tego konkretnego numeru.
Zaplecze warsztatowe muzyków jest wyraźne - wszyscy członkowie Aleph potrafią grać na swoich instrumentach. Zresztą "Kairos" to album, na którym prym wiedzie warstwa muzyczna, wokali jest niewiele. W żadnym stopniu nie jest to narzekanie, wręcz przeciwnie - zespół świetnie broni się długimi, instrumentalnymi pasażami, a po prostu przeciętny wokal jest najsłabszym elementem albumu. Wspomniany "Whale pt.2" sprawia, że gdzieś w głowie sam zadaję sobie pytanie o to, czy jakikolwiek śpiew na "Kairos" w ogóle był potrzebny.
Wstydem byłoby nie napisać kilku słów o wspaniałej okładce autorstwa Mary Nakamy i Mirjam Hümmer, dwóch niemieckich artystek (stojących także za resztą szaty graficznej płyty). Podzielony na cztery części, okraszony wyrazistymi barwami obraz nie tylko wypada cudownie, ale przede wszystkim doskonale zgrywa się z całością płyty (zarówno z nastrojem muzyki, jak i z motywem przewodnim - podróżą przez życie).
"Kairos" nie jest albumem dla wszystkich. O ile faktycznie Aleph zrobił na mnie spore wrażenie, o tyle poleciłbym go tylko niewielkiej garstce znajomych. Przy całej swojej lekkości w komponowaniu i naturalności muzyki, jest ona w pewnym sensie wymagająca. To ten rodzaj grania, który wymaga odpowiedniego nastroju i adekwatnej dozy uwagi. Pomimo dużego eklektyzmu, jestem w pełni świadom, że znaczna część odbiorców może się od niego po prostu odbić (a jednocześnie inni - podobnie jak ja - uznają to za największą siłę napędową płyty).
W materiałach promocyjnych zespół wyraźnie zaznacza, że "Kairos" to muzyczna podróż i jest to w pełni zgodne z prawdą. To tułaczka, na którą warto wyruszyć, w którą warto się zanurzyć. Wyprawa pozbawiona oczywistości i banałów, roztaczająca spokój i zdolna do zaatakowania wybuchem energii, budząca zaciekawienie, gdzie dalej w swoich poszukiwaniach wyląduje zespół Aleph.
Galactic SmokeHouse/2021