Nazwa Fake Fruit podążała za D'Amato od lat, korzystała z niej podczas występów w Nowym Jorku, podczas występów w Vancouver i korzysta z niej teraz, po przeprowadzce do San Francisco. Dopiero jednak nawiązanie współpracy z gitarzystą Alexem Postem i perkusistą Milesem MacDiarmidem pozwoliło stworzyć pod tym szyldem coś wyjątkowego.
Rozmowa z Soundrive (Hannah D'Amato - wokal, gitara)
Nie zajmowałabym się muzyką, gdyby mój tata nie uwielbiał jej tak bardzo i nie dbał o to, żebym ja także czuła do niej uwielbienie od najmłodszych lat mojego życia. Przynosił gramofon do mojego pokoju i pozwalał, żebym sama odkrywała zawartość kolekcji jego płyt, co było dla mnie wyjątkowym doświadczeniem, mimo że w kółko słuchałam Oingo Boingo, The Cure, The Human League i kilku innych zespołów z lat 80. Zachęcał nas do zdzierania gardeł do muzyki, kiedy jeździliśmy samochodem i zabierał do Tower Records na zakupy. Naprawdę uważam, że gdyby muzyka nie była tak istotnym elementem jego życia, moje losy potoczyłyby się inaczej.
Zanim zajmowałam się muzyką... Jestem związana z muzyką w ten czy inny sposób od czwartej klasy podstawówki, kiedy zaczęłam grać na altówce w orkiestrze. Wcześniej próbowałam sił w sporcie - byłam beznadziejna w koszykówkę i w piłkę nożną, latami grałem też w softball i nie potrafiłam machać kijem. Okazałam się natomiast świetna w rozśmieszaniu koleżanek z drużyny parodiami piosenek, więc lubię myśleć, że utrzymałam się w składzie tak długo dlatego, bo podnosiłam morale.
Moja ulubiona muzyka z dzieciństwa to prawdopodobnie Oingo Boingo. Mój tata uwielbiał ten zespół, kiedy był w liceum i pokazał mi ich muzykę w bardzo wczesnym wieku. Podobno jako czterolatka często prosiłam o włączenie "Dead Man Song". Uwielbiałam też grać w szkolnej orkiestrze i mam bardzo żywe wspomnienie z wykonywania "My Heart Will Go On" Céline Dion z całą klasą. Nie mogłam odczytać nut przez załzawione oczy, bo czułam, że ta piosenka jest tak bardzo piękna. Zabawnie się to teraz wspomina.
Moja ulubiona muzyka z ostatnich miesięcy to... Jestem ogromną fanką starego disco, słucham też dużo latynoskiej muzyki i uwielbiam wszystko, co wydaje Habibi Funk Records.
Moja ulubiona artystka niezwiązana z muzyką to moja siostra, która działa pod nazwą Spooky Orbison. Zajmuje się sign paintingiem, maluje aerografem na ubraniach i wykonuje pinstriping na lowriderach. Jest totalnym kozakiem.
We współczesnej muzyce najbardziej lubię... Bardzo podobają mi się Sweeping Promises i Dry Cleaning, czekam też na nowy album Pardoner.
We współczesnej muzyce najbardziej nie lubię... Wszystkiego spróbuję przynajmniej raz. Nie ma muzyki, której nienawidziłabym z góry.
Najbardziej w koncertach lubię patrzeć, jak ludzie reagują na naszą muzykę i to błogie uczucie zagrania dobrego koncertu, a później poznawania nowych osób.
Nasza muzyka jest porównywana do... Nie możemy uwolnić się od porównań do Courtney Barnett, pojawiają się wszędzie, gdzie tylko spojrzę! Na szczęście uważam, że jest wspaniała, w innym wypadku byłabym wkurzona [śmiech].
Gdybym mogła sprawić, że jeden z utworów innego artysty stałby się mój, byłoby to prawdopodobnie "Thinking of You" Sister Sledge, jedna z najlepiej skonstruowanych piosenek, jakie w życiu słyszałem. Byłoby wspaniale, gdybym to ja ją napisała.
Gdybym mogła zadać mojemu ulubionemu artyście jedno pytanie, zapytałabym, jak często gra? Nieraz zastanawiam się, czy poświęcam ćwiczeniom zbyt dużo czasu albo może gram niewystarczająco często.
Największa mądrość, jaką w życiu usłyszałam to: Nie sraj tam, gdzie jesz.
Gdybym w dorosłym życiu wciąż mogła robić coś, co robiłam w dzieciństwie, nie płaciłabym za nic. Kiedy jesteś dzieciakiem, wszystko jest za darmo i nie doceniasz tego w pełni aż do momentu, gdy jest już za późno.
Gdybym mogła zakończyć jeden spór, który dzieli ludzi, w końcu usunęłabym więzienno-przemysłowy kompleks, który rozwija się dzięki systemowemu rasizmowi i jest utrwalany przez rasistowską policję, a także oparty na kapitalistycznym wyzysku.
Polska kojarzy mi się z... Jedzenie kontroluje całe moje życie, więc powiedziałabym, że Polska kojarzy mi się z czasami, kiedy mieszkałam w Ridgewood w Queens. Jest tam duża Polonia i wiele małych delikatesów czy sklepów mięsnych, gdzie wpadałam po gołąbki, pierogi, kiełbasę i tak dalej. Jest też taka zupa, która nie jest barszczem, ale ma różowawy kolor i była wyjątkowo pyszna, ale nie wiem, co to mogło być. Wierz mi lub nie, ale jeżeli wpiszesz w Google: Zupa, która nie jest barszczem, zostaniesz zbombardowany właściwie każdym rodzajem zup, jakie istnieją na świecie, ale nie tą jedną, którą wtedy jadłam! Jeżeli wiesz, o czym mówię [prawdopodobnie botwinka], daj proszę znać - chciałbym zjeść ją jeszcze raz!