Obraz artykułu Illusion - "Illusion 4 - Bolilol Tour"

Illusion - "Illusion 4 - Bolilol Tour"

Polski rock z lat 90. to zjawisko, które starzeje się brzydko, bez gracji. O ile kiedyś materiały Hey, Acid Drinkers, O.N.A. czy Illusion miały potencjał do kruszenia ścian i zmieniania ludzkich żyć, tak dzisiaj są melodią przeszłości nieznoszącą próby w starciu ze współczesnością. W tym roku ćwierćwiecze obchodzić będzie koncertowy album "Illusion 4", wydawnictwo owiane legendą, sumujące złoty okres w dyskografii gdańskiej załogi, ale jak broni się dwadzieścia pięć lat później? O tym rozmawiamy z Jarkiem Kowalem.

Łukasz Brzozowski: Z tego co mi wiadomo, jesteś najwierniejszym fanem Illusion w całej redakcji, a największą estymą darzysz właśnie "Czwórkę". Ja z kolei za nimi nie przepadam, uważam ich wręcz za cuchnący naftaliną relikt polskiego rocka z lat 90. w sztruksowych spodniach. Na potrzeby tego tekstu odświeżyłem znaczną część dyskografii gdańszczan i jak mnie irytowała w przeszłości, tak irytuje nadal. Wyobraź sobie, że słucham tej koncertówki i faktycznie czuję się, jakby ktoś przetransportował mnie do drugiej połowy lat 90., tylko wcale mnie to nie cieszy. Zgaduję za to, że ty bawisz się przy tym materiale świetnie... Dlaczego?

Jarosław Kowal: A czy Pearl Jam to cuchnący naftaliną amerykański rock z lat 90.? Nie wydaje mi się, żeby z pochodzenia i z osadzenia w historii można było wystosować zarzut. Grało się wtedy inaczej, była inna jakość brzmienia, ale czy to samo w sobie może być dobre albo złe? Poza tym byłem na wielu koncertach Illusion, Lipa mieszka w tej samej dzielnicy, co ja i nigdy nie widziałem go w sztruksach.

"Czwórka" ma dla mnie ogromną wartość sentymentalną, trafiła do mnie w okresie dojrzewania, otworzyła oczy na wiele kwestii społecznych i politycznych w formie, którą byłem wówczas w stanie przyswoić. Punk rock przyszedł dopiero później, jako dwunasto-trzynastolatek uważałem, że jest zbyt hałaśliwy i prosty, a Illusion idealnie wpasowało się w fascynację thrashem, hardcorem czy Alice in Chains. Z drugiej strony potrafię wyjść poza sentyment i uważam, że to po prostu jedna z najlepszych koncertówek, jakie słyszałem.

 

Po co nam albumy koncertowe? (podcast)

 

Skoro Jarek rozważny mówi to, zagłuszając przy tym Jarka sentymentalnego, chciałbym poznać argumenty stojące za tą tezą. W mojej opinii ten album jest momentami przyzwoity. Ewidentnie nie był poddawany studyjnym obróbkom odbierającym mu cały autentyzm, numery brzmią żywiej niż na wersjach studyjnych... Mimo tego, sam nigdy nie czułem takiej więzi z Illusion, by nawet najbardziej jadowita interpretacja przykładowo "B.T.S." mogła wgnieść mnie w fotel.

Pierwszy argument to brzmienie - naturalność jest dla mnie bardzo ważna przy albumach koncertowych. Trzeba dużo odwagi, żeby upublicznić ścieżkę, w której mikrofon przestał działać, a z głośników dobiegają wyłącznie sprzężenia, jak w "140" albo w krótkim fragmencie "Na luzie". Do tego utwory z "Jedynki" i "Dwójki" przefiltrowano tutaj przez brzmienie "Trójki", są znacznie cięższe, bardziej soczyste, pozbawione grunge'owych naleciałości. Illusion jest na tym albumie niepodobne do żadnego innego zespołu. W "Jaka to melodia" rozpoznałby te gitary po jednej nucie, uwielbiam partie basowe, które często wyłamują się schematowi powtarzania tego, co gra gitara rytmiczna, a głos Lipy ma jedną z najbardziej charakterystycznych barw w Polsce.

 

Drugi argument to doświadczenie koncertowe - ten album ma niemalże fabułę. Jest to oczywiście zlepek kilku koncertów, ale jeżeli zawiesić niewiarę, to przypomina oglądanie filmu. Ktoś kogoś pobił, więc zespół przerywa występ, schodzi ze sceny, a później wraca, by odegrać protest przeciwko pomocy; ktoś komuś ukradł samochód; są dialogi z publicznością, a nie szum oklasków przypominających sitcomowe śmiechy. Nie znam drugiego takiego albumu koncertowego.

 

Zgadzam się, kontekst nadaje temu pewnego smaczku, choć nie mogę powiedzieć, by specjalnie mnie pasjonował - podejrzewam, że tutaj kwestia rozbija się wyłącznie o rozbieżność gustów. Wspomniałeś jednak o kontakcie z widownią i muszę przyznać, że tak - jest on zauważalny i tak - wprowadza mnie w skraj głębokiego dyskomfortu, by nie powiedzieć o zażenowaniu. Quasi-zabawowa konferansjerka Lipy, z tekstami odnośnie numeru o ruchaniu albo piosence, która jest piosenką, przywodzi mi na myśl wąsate poczucie humoru dostępne w pełnej krasie przy statystycznym polskim weselu.

Jeżeli wyjmiesz z kontekstu zapowiedź: Zapomniałem dodać, że jest to piosenka o ruchaniu, faktycznie może to brzmieć jak słowa wypowiedziane spod "wąsa", ale w samym utworze pada: A później leżąc na łóżku, myślisz o sumieniu. I chwyć swoje brzemię i ciśnij mu w pysk. To nie jest radosny kawałek o "zaliczaniu", tylko obranie perspektywy kobiety, która ma wyrzuty sumienia po związku z oszustem i zachęta do tego, żeby się tych wyrzutów wyzbyć. W 1994 roku niewiele mainstreamowych zespołów - bo takim Illusion wówczas było - poruszało podobne tematy. A jeśli twój zarzut dotyczy samego użycia słowa ruchanie... No nie jest to ładne słowo, ale fuck piękne też nie jest, a na pewno lubisz kilka płyt, na których pada.

 

Nie dotyczy on samego słowa ruchanie. Naprawdę nie jestem aż takim wrogiem polskości w muzyce, jak może się wydawać. Pragnę raczej zwrócić uwagę na przaśność towarzyszącą Illusion w złotych latach ich kariery. Nawet jeśli teksty piosenek nie są głupkowate - temat przemocy w "Na luzie" brzmi bardziej aktualnie niż w momencie premiery - nie kupuję sposobu przekazu tych komunikatów. Wszystko prosto aż do bólu, bez drugiego dna, trochę jakbyś kazał wypowiadać się w temacie różnych kwestii społecznych przedszkolakowi. Ma to świetne zastosowanie w muzyce punkowej, gdzie te dźwięki kipią pasją, agresją i gniewem, ale niekoniecznie w polskim, brzydkim dzieciątku Pantery z "Vulgar Display of Power" i skocznego para-hardcore'u Biohazard.

Nie będę sięgał po cytaty z tekstów Pantery i Biohazard, ale weź pierwszy lepszy, a zobaczysz, że tam także drugiego dna nie ma. Nie uważam również, żeby porównania do tych dwóch zespołów były uzasadnione - da się usłyszeć co najwyżej ciche echa ich twórczości. Zresztą połączenie Biohazard z Panterą musiałoby wyjść dość oryginalnie, bo jaki inny zespół gra coś podobnego? Dla mnie Illusion aż do "Czwórki" zawsze było w treści zespołem punkowym i uważam za zaletę to, że nie próbowali kopiować The Exploited albo Dezertera. Mają proste, dosadne teksty, jak chociażby "Na luzie", ale prosty i dosadny komunikat ma większy zasięg. Kiedy FBI zatrzymało Williego Suttona, jednego z najsłynniejszych rabusiów w historii, i zapytano go, dlaczego napadał na banki, odpowiedział: Bo tam są pieniądze. Illusion często stosuje proste słowa, bo tam są ludzie, a ja jestem przykładem tego, że ich przekaz był skuteczny. Nie zgodzę się natomiast z tym, że wszystkie ich utwory mają tego rodzaju teksty. "W słomę rąk", "Big Black Hole" z absolutnie fenomenalną linią basu czy nawet "To co ma nadejść" mają mniej bezpośredni przekaz.

 

Nie twierdzę, że wszystkie, ale znaczna większość owszem. Żeby nie było, że tylko kręcę nosem, muszę pochwalić umiejętność rozkładania akcentów w ramach tego materiału. Oczywiście większa jego część raczej mnie niezbyt zajmuje, ale muszę przyznać, że ten wręcz noise'owy rozjazd w drugiej części "Nikt" wywołał drgnięcie paru włosów na ręce. Podobnie jest w przypadku "Na luzie", gdzie do znanej wcześniej struktury dobudowano rozwleczony, atmosferyczny fragment, który dobrze kontrastuje z tym topornym groovem. Szkoda tylko, że nie mogę doprosić się większej ilości takich smaczków. Gdy słyszę ten jednostajny, szarpnięty od niechcenia riff w "Wojtku", czuję mimowolny opad powiek. Może zgrzeszę tym stwierdzeniem, ale w wielu fragmentach "Czwórki" brakuje mi adrenaliny i emocjonalnej intensywności, która dodałaby całości ciężaru.

Najbardziej w tej rozmowie ciekawi mnie to, jak bardzo odmiennie dwie osoby mogą słyszeć ten sam album. Toporny groove? Tu dopiero zgrzeszyłeś. Groove to największy atut Illusion. Zawsze przy pracy słucham muzyki, ale jest kilka takich zespołów, których słuchać przy pracy nie mogę, bo za bardzo mnie absorbują - Illusion się do nich zalicza. Pomijam to, że znam "Czwórkę" na pamięć i mogę ją od początku do końca wyrecytować, dla mnie ten groove jest jak hipnoza, z trudem mogę wysiedzieć. "Wojtek" to może dość specyficzny przykład, bo pierwotnie śpiewał w nim Guzik, który w rapie czuł się lepiej niż Lipa, ale "Vendetta", "Fame", "Kły"? Te kawałki płyną tak, że nie potrafię nie rzucić wszystkiego i nie zacząć przytupywać, klaskać, pstrykać palcami. Pewnie do jakiegoś stopnia nostalgia odgrywa tutaj rolę, ale czy znasz zespół, który brzmi podobnie do Illusion? Od razu dodam, że jak wskażesz Comę, to wyciągamy noże.

 

Nie znam w Polsce zespołu brzmiącego podobnie, ale to jeszcze żaden atut - nowa płyta Furii też brzmi bardzo charakterystycznie, a i tak stoi na granicy nieuporządkowanego strumienia świadomości. Jednocześnie groove w piosenkach, o których piszesz zawsze wywoływał we mnie emocje skrajnie odmienne od twoich. Nie słyszę w nim niczego skrajnego i porywającego. Słyszę za to standardowe juwenalia i konkursy taneczne w błocie, za które nagrodą jest piwo marki Harnaś i kiełbasa z grilla gratis.
Rozumiem ten argument, znam tę perspektywę, ale to tak, jakbyś napisał, że "Halloween" Johna Carpentera jest standardowym slasherem. Trzeba zadać sobie pytanie, kto ten standard ustalił? Nie można obarczać Illusion odpowiedzialnością za istnienie wielu jego podróbek.

 

Na koniec chciałbym poruszyć nieco inny wątek. Illusion nie było dla mnie ważnym zespołem i czułbym się dużo lepiej, gdyby "Czwórka" nie istniała. Chciałbym jednak zapytać, jak ukształtowała ciebie?

"Czwórka" ukształtowała mnie w ogromnym stopniu. Może to brzmieć patetycznie, może brzmieć nawet żałośnie dla kogoś takiego jak ty, kto nigdy nie miał silnej więzi z tą muzyką, a wręcz uznaje ją za kiepską, ale byłbym bez tego albumu innym człowiekiem. Podsłuchiwałem Illusion w sali prób, kiedy byłem dzieciakiem, jechałem z wagonem pełnym przyjaciół do Wrocławia na ich reaktywacje w 2008 roku, mieliśmy nawet szablon z wyciętym logo i biały spray do partyzanckiego marketingu. Przed Illusion wiedziałem, że istnieją rasizm, seksizm, że ludzie lubią przemoc, ale dopiero po Illusion miałem nad tymi tematami refleksję i stało się to fundamentem mojej dopiero co kształtującej się osobowości. Wiadomo, że jeśli dzisiejszy trzydziestolatek trafi na Illusion, to będzie dla niego jak nawracanie nawróconych - już te wartości powinien mieć w sobie, ale odkrycie Illusion w wieku nastoletnim na zawsze pozostanie jednym z najważniejszych wydarzeń w moim życiu.

 


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce