Odnoszę wrażenie, że estetyka, która miała być czymś wsobnym, co powstało z myślą o burzeniu stylistycznych granic, sama wpadła w sidła monotonii oraz tworów, które przeminą szybko jak smuga na niebie. Doceniam więc zespoły rozpychające się w tym środowisku łokciami i wnoszące coś własnego, bez ograniczeń. W zeszłym roku uczynił tak Zespół Sztylety na debiutanckim "Zostaw po sobie dobre wrażenie", a teraz pora na Żurawie, które przesuwają granicę jeszcze dalej.
Z Żurawiami nie polubiłem się od razu. Trudno powiedzieć, czy w ogóle się zakumplowaliśmy, bo "Poza zasięgiem" to wymagająca płyta. Doceniam materiały, które stanowią muzyczny zamiennik łamigłówki, które należy dobrze zrozumieć i przeanalizować przed wystawieniem ostatecznego osądu. Tutaj wątpliwości pojawiły się od razu i bynajmniej nie zniknęły z czasem, bo wciąż ze mną są. Mimo tego, czuję, że te dyskusyjne elementy to bardzo istotny element starannie ułożonej przez zespół wizji. Nie potrafię wyobrazić sobie tego krążka bez nich, nawet jeśli wyjątkowo mnie męczą. Weźmy chociażby wokale, od razu skrzywiłem się, słuchając tej rozpaczliwej ekspresji Michała Juniewicza, który bardzo chce, ma ku temu predyspozycje, ale w tym właśnie rzecz - on chce za bardzo. Łatwo u niego o ten przegięty, typowo polski teatralizm w tonie Agnieszki Chylińskiej czy Katarzyny Nosowskiej. Zwłaszcza w "Balkonach" i "Gruzach", gdzie naprawdę zdaje się cierpieć, a ja cierpię razem z nim.
Wyłapuję w tym jednak tonę szczerości i zaangażowania. Mimo kręcenia nosem, nie czuję, by inny głos mógł poprowadzić "Poza zasięgiem". Podobnie jest z konstrukcją poszczególnych numerów w tych momentach, gdy dominację nad resztą instrumentarium przejmują jaskrawe do bólu klawisze w tonie piskliwym. Znowu wrócę do "Balkonów" - czuję spory dysonans, gdy skądinąd przyjemną zwrotkę z miejsca burzy refren na noise'owych juwenaliach. Ale z drugiej strony płyta oferuje przyjemne zagrywki, które jednocześnie nie są najoczywistsze na świecie. Posłuchajcie shoegaze'u w "Dźwigach", gdzie płynące gitary asystują połamanej partii perkusyjnej. Nie znajdziecie czegoś takiego w waszym typowym klonie Slowdive. Świetnie w tym wszystkim wypadają ponadto "Rozmowy", w których jazzujący fundament numeru spotyka się z hałasowaniem w tonie The Jesus Lizard. Właśnie przez takie momenty nie wiem, co dokładnie o debiucie Żurawi sądzić. Pomysłowe patenty spotykają się z irytującą pretensjonalnością i teoretycznie mógłbym sobie odpuścić powroty do tego materiału, ale... nie potrafię.
Jest na "Poza zasięgiem" coś w rodzaju niedookreślonej energii, która każe studiować ten album i zrozumieć go w pełni - włącznie z elementami doprowadzającymi do szału. Nie mogę powiedzieć, że w pełni kupił mnie ten materiał, bo jednak irytacja w pewnych momentach zwycięża, ale jest on na tyle wyrazisty i nietypowy, że chętnie się na niego jeszcze powkurzam.
Koty/2021