Obraz artykułu Demon Head - "Viscera"

Demon Head - "Viscera"

Tak zwana muzyka gitarowa oferuje coraz mniej płyt, które mogą autentycznie zaskoczyć i wzbudzić skrajne opinie. Doceniam, kiedy po premierze albumu odbiorcy dzielą się na dwa obozy ze względu na dyskusyjny charakter jego zawartości - to oznacza, że mamy do czynienia z materiałem obdarzonym własną tożsamością, a najnowsze wydawnictwo Demon Head idealnie do tego opisu pasuje.

O albumie "Viscera" dyskutuję z Szymonem Szelewą, muzykiem Zespołu Sztylety. Szymon ma wiele wątpliwości i jeszcze więcej zastrzeżeń, ja kupuję nowe Demon Head z całym dobrodziejstwem inwentarza.

 

Łukasz Brzozowski: Jestem wielkim fanem nieodżałowanych Sentenced oraz In Solitude. Wychodzę z założenia, że po nich właściwie nikt nie wszedł do tej intrygującej niszy czarnego rocka z tak dobrymi numerami. No, może poza Tribulation, ale wrzucanie ich do tej niszy jest nieco na wyrost. Na szczęście Demon Head ze swoją nową płytą dobrze wypełnili lukę - zapewniają mrok, diabła i doznania na wzór wycieczki w otchłań.
Szymon Szelewa: Z mojej perspektywy sytuacja wygląda nieco inaczej. Nie jestem fanem Sentenced czy In Solitude, więc trudno mi ich żałować, a co za tym idzie, Demon Head nie wypełnił w moim życiu żadnej luki ani nie spełnił żadnego zapotrzebowania. Pewnego dnia ta płyta pojawiła się w mojej playliście, z miejsca rzucając mi wyzwanie. Podjąłem je i muszę powiedzieć, że o ile z chęcią udałbym się na wycieczkę w otchłań, o tyle na pewno nie z tym diabłem i nie w tym mroku.

 

A co ci przeszkadza w tym nieco bajkowym obrazie przedstawionym na "Viscera"?

Wiele zamysłów stylistycznych oraz klimat całej produkcji przypomniały mi, dlaczego tak rzadko wybierałem się w podróże po świecie gotyku. A co dokładnie mi przeszkadza? Podniosły klimat, pompatyczne, chociaż dobrze zagrane solówki oraz większość partii wokalnych, które osoby mniej taktowane nazwałyby męczeniem buły - przeciągnięte w prawie każdym możliwym momencie i przeładowane emocjami.

Nie dostrzegasz w tym pewnego uroku? Ta płyta - jak i wiele innych powiązanych z rockiem gotyckim - jest trochę jak spektakl teatralny. Wiesz, że to wszystko balansuje na granicy przesady, ale mimo wszystko sam zamysł potrafi przemówić. Dodatkowo ten ładunek emocjonalny znajduje się tak bardzo na granicy dobrego smaku, że przez to jest szczery do bólu - nie ma w tym nakładania masek i stroszenia piórek na pokaz. Czy ciebie - jako osoby związanej ze światem muzyki punkowej - ani trochę to nie przekonuje?

Są tutaj rzeczy, które mogę pochwalić - zaczynając od tak banalnych frazesów, jak produkcja czy chociażby fakt, że płyta jest spójna i każdy riff brzmi tak, jak ma brzmieć, a kończąc na tym, że w momentach, gdy garda podniosłości opada, a wokalista nie sili się zbyt mocno, muzyka staje się całkiem przyjemna. Co do szczerości i teatralności, nie mogę się z tobą zgodzić. Pierwszy z tych elementów z reguły mnie przyciąga i zazwyczaj sprawia, że przychylniej patrzę na dane wydawnictwo. Niestety rodzaj "szczerości", który tutaj występuję rozminął się z jej pojmowaniem w moich granicach. Nie znalazłem co prawda nakładania masek, jakiejś niesmacznej nieszczerości, ale na "Viscera" nie ma też dobrze przedstawionej konwencji. Żeby nie było, nie widzę niczego złego w samej pompatyczności i to nawet mimo mojego punkowego pochodzenia. Te dwa elementy potrafią być świetnie użyte, ale "Viscerze" jest bliżej do "Vae Victis" December Fire niż do "W śnialni" Furii.

 

To w jakiej formie ta konwencja bardziej by do ciebie przemówiła? Bardziej piosenkowej? Moim zdaniem to, jak bardzo płyną te numery, dodaje płycie kilku punktów w skali nieszablonowości. Demon Head nie są uwiązani w sztywnych ramach grubo ciosanego schematu piosenkowego z wyszczególnioną zwrotką, refrenem i solóweczką.

Na pewno odrobinę bardziej stonowanej. Płynność tych piosenek oraz niestandardowa budowa nie są minusami, jest nim klimat. Szkielety kompozytorskie nie mają tu nic do rzeczy. Zdaje sobie sprawę z tego, że ta płyta jest świadoma, tylko nie zawsze to, co celowe musi być dobre. Dokonam porównania dość ekstremalnego, ale mówimy o sytuacji pokrewnej do tej z harsh noisem - w ramach tej estetyki bardzo kompetentni artyści również tworzą muzykę w sposób intencjonalny, jednakże nie jest ona przeznaczona dla uszu wielu śmiertelników. Docenią ją fani gatunku, a niedzielni słuchacze będą raczej unikać. Co za tym idzie, nie ukrywam, że "Viscera" to nie moja filiżanka herbaty. Wyobrażam sobie ludzi, którzy świetnie się przy niej bawią, niestety taką osobą nie jestem ja.

Pozwól, że lekko zmienię tor tej rozmowy i zapytam, czy są w ogóle jakiekolwiek płyty utrzymane w tej estetyce, które chociaż trochę spajają się z twoim gustem?

Musielibyśmy to odpowiednio rozróżnić. Na pewno jestem fanem Type O Negative. Nie wszystkiego i nie zawsze, ale ogólnie bardzo ich lubię. Odpowiednie wykorzystanie szeroko pojętego patosu świetnie działa także w black metalu. Ale również pozwolę sobie na zadanie pytania - co do tego przesadzonego patosu może przyciągać?

 

Metal towarzyszył mi w najbardziej formatywnym momencie mojej przygody z muzyką, czyli okresie nastoletnim, a mówiąc dokładniej, w okolicach gimnazjum. Z miejsca pokochałem jego bajkowość i przesadę. Może dziś gust mam nieco inny, na pewno bardziej zróżnicowany, aczkolwiek ten kicz - często niezamierzony - dalej trafia w moje serce.

W pełni rozumiem takie podejście. Możemy zmienić się całkowicie, wynieść na drugi koniec świata, a określone czynniki będą wywoływać w nas określone skojarzenia. Pozytywne albo negatywne. W tym przypadku brakuje mi pewnego sentymentu który ty z kolei posiadasz. Jeśli komuś brakuje miłości do górnolotności i słabości wobec wzniosłości, to moim zdaniem od najnowszego wydawnictwa Demon Head najpewniej się odbije

 

Niemniej - mimo wielu obiekcji, jakie masz względem tej płyty - przyznałeś, że znalazłeś na niej przyjemne momenty. Mówisz o poszczególnych fragmentach czy jednak wyróżniłbyś konkretne utwory?

Jeśli chodzi o fragmenty, to wymieniłbym wszystkie te, gdzie ładunek pompatyczności maleje. Natomiast przy konieczności wskazania ulubionego utworu, zdecydowanie byłby to miniaturowy, kameralny i subiektywnie ciekawy "Arrows".

 


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce