Mają świadomość ryzyka, które stoi za takim krokiem, ale nie obawiają się konsekwencji, nie kalkulują, po prostu idą na przód w zgodzie z intuicją, a nawet i pierwotnymi instynktami. Do tej ostatniej grupy zalicza się belgijski Emptiness, który nie ustaje w poszukiwaniu własnej tożsamości, a płytą "Vide" tylko to potwierdza.
Śledzę poczynania Belgów od kilka lat i z dużym podziwem obserwuję ich artystyczny rozwój. Z każdą kolejną płytą mają numery coraz bardziej wydestylowane, przemyślane i zbieżne z nimi samymi, a nie z zespołami, do których można by ich przyrównać. Przebyli długą drogę, bo z niezbyt zajmującego black/death metalu przeskoczyli w post-punk sąsiadujący z post-metalem. "Vide" to kolejny krok w muzycznej podróży tych dżentelmenów i mogę przyznać, że póki co jest to krok najciekawszy.
Należy uściślić, że na tegorocznej płycie Emptiness absolutnie zerwali połączenia stylistyczne z metalem w jakiejkolwiek formie. Estetyka jednoznacznie gitarowej muzyki okazała się być dla nich zbyt ciasna i ograniczająca w przekazywaniu własnej wizji. Na "Vide" siedzą zanurzeni po uszy w trip-hopie. Powoduje to, że skojarzenia ich muzyki w warstwie dźwiękowej z dokonaniami Portishead czy nawet Massive Attack są jak najbardziej uprawomocnione, a co w tym wszystkim najważniejsze, kwartet na szczęście nie mierzy się w sposób neoficki z materią tego gatunku, podprowadzając klasykom popularne patenty. Panowie bardzo swobodnie poruszają się w tej stylistyce i mimo pewnych nawiązań do wspomnianych kapel, zdecydowanie przemawiają własnym głosem.
Tym, co odróżnia Emptiness od szerokiego grona epigonów jest charakter tych piosenek i sposób, w jaki wybrzmiewają na najnowszym krążku. Choć może nie piosenki? Może wypadałoby napisać utwory? Sposób konstrukcji tego wszystkiego zbyt piosenkowy nie jest. "Vide" już od pierwszych chwil uderza chłodem, który z pozoru jest lekki, ale wprowadza w pewien dyskomfort. Ta płyta ma w sobie coś z klaustrofobii, budzi niepokój, bo jej autorzy lubią zmylić słuchacza. Zwróćcie uwagę na sposób poprowadzenia melodii w takim "Détruis‐moi à l'amour" - niby brzmi to przyswajalnie, ale zniekształcenie beatu w zestawie z rozstrojoną partią gitary rozmywa zbudowany w głowie obraz. Dokładnie tak samo sprawa ma się choćby z "Vide, incomplet", gdzie temat sekcji rytmicznej w irytująco trudny do zdefiniowania sposób wytrąca z równowagi. Człowiek od razu zaczyna to analizować i lokalizować źródło czegoś groźnego, co kryje się za pozornie ładną otoczką. Właśnie dlatego "Vide" to tak udany album.
Jestem wręcz przekonany, że o tej płycie będzie mówiło się wiele w perspektywie podsumowań bieżącego roku. Jej indywidualny charakter z miejsca przyciąga, a w swej nieoczywistości każe się w siebie wgryzać wielokrotnie i z dużym zaangażowaniem. Nie wiem, gdzie skręcą Emptiness w przyszłości, ale ze wszystkich wędrówek, jakie do tej pory odbyli, ta przyniosła najlepsze efekty.
Season of Mist/2021