Słowo "sonder" oznacza uświadomienie sobie, że każdy człowiek, którego spotykamy ma równie skomplikowane życie jak nasze. To także jedno z najpopularniejszych haseł Słownika nieoczywistych smutków, strony internetowej Johna Koeniga, który specjalizuje się w zbieraniu neologizmów. "Empatyczna bomba" doskonale natomiast określa muzykę amerykańskiego kwartetu, która aż kipi od emocji.
Rozmowa z Soundrive (Willow Hawks - wokal, ukulele, omnichord)
Nie byłabym muzykiem, gdyby nie wsparcie moich najlepszych przyjaciół i członków zespołu. Dodawali mi sił do pisania wtedy, gdy wydawało mi się, że nie mam nic do powiedzenia.
Zanim zostałam muzykiem, studiowałam inżynierię dźwięku i pracowałam przy scenie na koncertach w lokalnym klubie w Cleveland. Chciałam być zaangażowana w muzykę w każdy możliwy sposób, starałam się nieustannie być nią zajęta.
Moja ulubiona muzyka z dzieciństwa to starszy, undergroundowy punk, którego słuchała moja mama.
Moja ulubiona muzyka z ostatnich miesięcy to nowy album Slaughter Beach, Dog - "At the Moonbase". Wyszedł w grudniu, ale odkryłam go mniej więcej dwa tygodnie temu i od tego czasu słucham na okrągło. Jestem kompulsywną słuchaczką.
Moi ulubieni artyści niezwiązani z muzyką to Frida Kahlo, Gustav Klimt i Osi Okoro
We współczesnej muzyce najbardziej lubię to, że każdy może ją tworzyć i dostać okazję pokazania się. Tworzenie muzyki jest obecnie stosunkowo niedrogim zajęciem w porównaniu z przeszłością, co trochę wyrównuje szanse.
We współczesnej muzyce najbardziej nie lubię pragnienia nagrania czegoś viralowego. Wielu artystów, którym udaje się zdobyć popularność w ten sposób, zostaje wyłapanych przez wytwórnie i porzuconych natychmiast po wygaszeniu hype'u. Nie ma w tym ich winy, chciałabym tylko, żeby we współczesnym przemyśle muzycznym więcej uwagi poświęcano dojrzewającym twórcom, a nie wykorzystywaniu tych viralowych. Oczywiście nie wszystko tak wygląda, ale widzę takich sytuacji bardzo wiele.
Najbardziej w koncertach lubię nawiązywać więź z publicznością. Uwielbiam rozmawiać i tańczyć z osobami w pierwszym rzędzie. Chyba tego najbardziej mi teraz brakuje.
Nasza muzyka jest porównywana do kieliszka whiskey z lodowatą lemoniadą. Trochę szorstkie i trudne do przełknięcia, ale sprawia, że czujesz się dobrze [śmiech]. Jak tak o tym teraz pomyślę, to może wcale nie był to komplement.
Gdybym mogła sprawić, że jeden z utworów innego artysty stałby się mój, byłoby to "Drunk II" Mannequin Pussy. Za każdym razem kiedy go słyszę, żałuję, że nie ja jestem autorką. Dziesięć na dziesięć.
Gdybym mogła zadać mojemu ulubionemu artyście jedno pytanie, zapytałabym: Chcesz napisać razem piosenkę? Proszę? Proszę?!
Największa mądrość, jaką w życiu usłyszałam to: To nadejdzie. Nie wiem, czy taka mądrość się liczy, ale każdy mentor, jakiego napotkałam mówił mi, że jeżeli będę pracować i utrzymywać pasję, coś się w końcu wydarzy. Może zająć to trochę czasu, ale muszę pamiętać, że będę tutaj długo. Jeżeli potrwa to dziesięć lat, nie ma problemu, bo choćby nie wiem co, dziesięć lat i tak upłynie, cokolwiek bym nie robiła. Mogę więc równie dobrze skupić się na pracy, skoro i tak tutaj jestem.
Gdybym w dorosłym życiu wciąż mogła robić coś, co robiłam w dzieciństwie, nie płaciłabym rachunków [śmiech].
Gdybym mogła zakończyć jeden spór, który dzieli ludzi, potwierdziłaby, że Wawa jest lepsza niż Sheetz [dwie popularne sieci sklepów ze Stanów Zjednoczonych, które często bywają obiektem podobnych sporów, jak wybór pomiędzy Colą a Pepsi].
Polska kojarzy mi się z jasnymi polami kwiatów i chrabąszczami tańczącymi o zmierzchu między łodygami.
fot. Sumner Howells