Obraz artykułu Furia - "W śnialni"

Furia - "W śnialni"

88%

Po albumie "Księżyc milczy luty" sprzed pięciu lat, po przygotowaniu muzyki do spektaklu "Wesele" Jana Klaty, po wyjątkowej, wymykającej się gatunkowym schematom "Niewiośnie" Blindead, gdzie Nihil przyjął rolę wokalisty, Furia przekroczyła Rubikon i właśnie wydała pierwszy materiał dokumentujący pobyt po drugiej stronie.

Oznacza to tyle, że śląski zespół przestał być zjawiskiem niszowym, stał się specyficznym połączeniem kontrkulturowego buntu z popkulturową rozpoznawalnością (nawet jeżeli wyłącznie z nazwy). Występowali w końcu na Open'erze tego samego dnia co Arctic Monkeys, Migos albo Kortez; Nihil gościł w programie "Dezerterzy" Łukasza Orbitowskiego czy w "1 na 1" Artura Rawicza; a najnowsze wydawnictwo zapowiadał zwiastun, do którego głosu użyczyła Krystyna Czubówna. Nie jest to poziom imprezowania na pięćdziesiątce Piaska z Majką Jeżowską śpiewającą o narkotykach w tle, ale nie jest to również zajmowanie zaszczytnej pozycji lidera w hermetycznej niszy, o istnieniu której świat zewnętrzny nie ma pojęcia.

 

Stoi za tym pewne niebezpieczeństwo, na myśl mogą przychodzić sceny z filmu "Sportowe życie" Lindsay'a Andersona, gdzie rugbysta z klasy robotniczej wchodzi na salony, ale szybko odkrywa, że jest postrzegany jako po prostu wielka małpa na piłkarskim boisku, a elity potrzebują go tylko po to, by emanował atawistyczną, pierwotną energią, którą one same bezpowrotnie utraciły po wieloletnim kastrowaniu za pomocą konwenansów. Członkowie Furii wykazują się jednak siłą charakterów i uprzedmiotowienie raczej im nie grozi. Żaden z nich nie został pochłonięty przez wir medialnych romansów, sędziowania w telewizyjnym talent show czy nawet kompulsywnego korzystania z instastories. Cały zdobyty przez ostatnie lata kapitał zainwestowali w przedstawienie najszerszemu gronu odbiorców, z jakim mieli dotąd do czynienia najbardziej wymagającego albumu w swoim dorobku, ale przewrotnie dla osób, które nie zjadły zębów na black metalu być może także najbardziej przystępnego.

 

We dwóch premierowych, trwających blisko pół godziny utworach Furia obiera kurs na awangardę, muzykę zdecydowanie bardziej nieregularną niż na poprzednich pięciu albumach, ale sunącą jak po taśmie magnetycznej, która wychwytuje i zatrzymuje metalowe pierwiastki. Dopiero w ostatnich pięciu minutach obroty zostają zwiększone, ale finał przypomina bardziej coś pomiędzy ostatnim, mrocznym albumem LottoLonker See z dodatkiem agresywnego dwukopu niż siarczysty black metal. Ukute przez Furię określenie nekrofolk pasuje tutaj idealnie - jest w tej muzyce coś bardzo lokalnego, co pomaga przyjąć ją jako własną, ale jest również coś złowieszczego i dekadenckiego. Ciężar riffów i uderzeń w bębny został zmniejszony, za to ciężar treści pozbawionej gęstego akustycznego tła potrafi przytłoczyć ze zdwojoną siłą.

 

"W śnialni" zarejestrowano w pracowni malarskiej Urszuli Broll i Andrzeja Urbanowicza w Katowicach, co w połączeniu z naturą tej muzyki przywołuje skojarzenia z paryską bohemą, z siedzibą Kabalistycznego Zakonu Różokrzyżowców usytuowaną tuż nad kabaretem Auberge du Clou, budynkiem, gdzie mistycyzm i okultyzm wchodziły w symbiotyczną relację z kawiarnianymi melodiami. To był ten okres we francuskiej awangardzie, kiedy komponowanie prostych utworów przestało oznaczać działalność niegodną miana wartościowego artysty i właśnie w tym paradygmacie można osadzić nowy materiał Furii - to muzyka odwołująca się do nieskomplikowanych środków wyrazu, a zarazem wydobywająca z nich dotąd niezbadane łańcuchy sparowanych ze sobą w niecodzienny sposób dźwięków.

 

Dla osób zasłuchujących się w muzyce z pojemnego wora ometkowanego jako alternatywa (zwłaszcza spod znaku ARRM, Próchna, Końca Pola, Ciśnienia czy nawet Królówczanej Smugi) "W śnialni" może się okazać materiałem łatwiejszym do przyswojenia niż dla dotychczasowej, gromadzonej od blisko dwóch dekad publiczności Furii. Black metal poddany teatralizacji i złagodzeniu niektórym osobom wyda się nieco pretensjonalny, ale jeżeli wysilić się na spojrzenie poza horyzont przyzwyczajeń, można odkryć twórczość niezwykłą, zniuansowaną, wykorzystującą przedziwną, popadającą w gwałtowne zmiany dynamikę, która przy każdym kolejnym przesłuchiwaniu odkrywa nowe tajemnice. A jeżeli mimo wszystko Furia w takiej postaci nie przypadnie wam do gustu, istnieje duże prawdopodobieństwo, że dzisiaj ten zespół brzmi już zupełnie inaczej - "W śnialni" zarejestrowano w 2019 roku, a po trwającym ze dwie wieczności roku 2020 można uznać, że wszyscy staliśmy się innymi ludźmi.


Pagan Records/2021



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce