Album ewidentnie zresztą nagrany z myślą o dużych scenach jako docelowych miejscach jego prezentacji (choć Ferguson i McBriar odgrażają się, że wersja koncertowa będzie jeszcze bardziej intensywna). Zaadaptowanie debiutu sprzed czterech lat na potrzeby plenerowych festiwali wymagało prężenia... ekhm... bicepsów i wprowadzenia licznych zmian, dzięki którym otwarta przestrzeń i tłum nie okazałyby się przytłaczające; ale tym razem konwersja będzie łatwiejsza. Nie oznacza to jednak, że w dziesięciu czyhających na okazję do porwania do tańca, nowych kawałkach zabrakło najistotniejszego składnika twórczości Bicep - emocji.
Dzięki kontrastowi, na "Isles" są wręcz jeszcze bardziej wyraziste i słychać to już w otwierającym album "Atlas". Podrywające z miejsca breakbeaty sparowano z melancholijnymi akordami syntezatorowymi i doprawiono egzotycznym samplem wokalnym zaczerpniętym z "Love Song" Ofry Hazy, co u niektórych słuchaczy/słuchaczek może poskutkować wydobyciem z pamięci wspomnienia o wciąż jednym z najlepszych przykładów "uduchowionego" techno - "Halcyon + On + On" Orbital.
To skojarzenie powraca jeszcze wielokrotnie, zarówno przy próbie dookreślenia zasięgu działalności Bicep, których publiczność jest bardzo różnorodna, związana nie tylko z muzyką klubową, ale ze wszelkimi odcieniami "alternatywy" (co Orbital - między innymi za sprawą spektakularnych koncertów - osiągnęło jako jeden z pierwszych elektronicznych projektów), jak i w postaci widmontologicznych śladów umieszczonych w kolejnych utworach. Doskonale słychać to w "Lido", gdzie pobrzmiewają sample z "Exaudi Deus Deprecationem Meam" - zbioru renesansowych motetów, których autor, Carlo Gesualdo, komponował pod przytłaczającym ciężarem depresji oraz nieudanych związków. Kompozycja a capella z XVI wieku doczekała się dzięki temu niespodziewanej aktualizacji, a zawarte w niej emocje okazały się ponadczasowe.
"Isles" można by reklamować hasłem "sakralna dyskoteka", ale co istotniejsze, blisko pięćdziesiąt minut muzyki nie układa się w monotonny set skonstruowany na bazie kilku wariantów tego samego pomysłu. "X" skręca w niemalże syntwave'owe, futurystyczne rejony; "Saku" to z kolei podróż w drugim kierunku na osi czasu - do UK garage'u z połowy lat 90.; a "Rever" to fascynujące połączenie elektroniki z instrumentem akustycznym (wiolonczelą, na której gra Julia Kent) oraz bułgarskim chórem samplowanym z albumu "Le Mystère des Voix Bulgares", co momentami może kojarzyć się z tanecznym new-agem spod znaku Enigmy.
W końcówce (zwłaszcza w "Sundial" i "Fir") duet z Belfastu wytraca nieco energii, ale nigdy do tego stopnia, by ich muzyka zaczęła nudzić. Na "Isles" zgromadzili wyjątkowo eklektyczną kolekcję sampli, bitów, gości i pomysłów, co nie tylko jest idealnym rozwinięciem pierwszego albumu, ale również jego płynną kontynuacją. Jeżeli chcecie tańczyć i odczuwać przy tym doznania nie tylko fizyczne, lecz również metafizyczne; jeżeli chcecie położyć się i zamknąć oczy, ale nie wchodzić w stan półprzytomności, tylko świadomie chłonąć każdą minutę nostalgicznej, wielowątkowej muzyki, Bicep przygotował dla was album, z którym nieprędko się rozstaniecie.
Ninja Tune/2021