Tymczasem jeden z bezsprzecznie ciekawszych zespołów w historii metalu postanowił chociaż trochę przypomnieć zamierzchłe czasy, kiedy zespoły były w stanie grać na żywo - zmierzch 2020 roku przyniósł nowy album koncertowy Voivod, zapis koncertu z Quebecu z połowy lipca 2019, a więc już po wydaniu ostatniego pełnego albumu grupy- doskonałego "The Wake".
Tym, co najbardziej mnie urzekło jest przekrojowa setlista. Voivod to zespół wyjątkowo bliski mojemu sercu (od ostatnich trzech lat nawet dosłownie) i jestem wielkim fanem każdego materiału i każdego okresu działalności Kanadyjczyków. Zwłaszcza, że mówimy o zespole, który eksplorując różne kierunki, zawsze miał wyjątkowo charakterystyczną, własna tożsamość i niesamowity, kosmiczny klimat. Wyraźnie to słychać na "Lost Machine" - mamy utwory z klasycznych płyt, nowe kompozycje czy (tradycyjnie) cover Pink Floyd, a jednocześnie słuchając tak przetasowanych numerów, ani na sekundę nie pojawia się cień wątpliwości co do tego, że obcujemy z tą sama grupą. Na szczególne uznanie zasługuje gitarzysta, Chewy, który zarówno w kwestii grania na żywo, jak i w przypadku tworzenia nowych utworów doskonale wpasował się w buty swojego zmarłego poprzednika.
Nikogo zresztą nie powinno dziwić, że wszystkie utwory odegrane są wzorowo - Voivod składa się z doskonałych muzyków, a jednocześnie da się zauważyć, jak duże postępy na przestrzeni lat zrobił za mikrofonem Snake, który niegdyś popisywał się charakterystycznym, mocno punkowym wokalem gdzieś na skraju fałszu. Formuła się nie zmieniła, ale w tym momencie doskonale panuje nad swoją manierą, co doskonale zgrywa się z wzorowo odegranymi, nieziemskimi kompozycjami. Dobrym dopełnieniem jest produkcja - Voivod brzmi dokładnie tak, jak powinien - lekko rozmyta gitara, wysunięty pulsujący bas, a perkusja Away'a nabrała dodatkowej głębi. Momentami aż trudno uwierzyć, że mamy do czynienia z zapisem koncertu, także dlatego, bo Snake rzadko (delikatnie mówiąc) błyszczy elokwencją konferansjerską pomiędzy utworami.
Przy bardzo dobrej setliście, wciąż brakuje kilku utworów, choć z drugiej strony zawsze znalazłby się jakiś utwór, który dodatkowo chciałbym usłyszeć. Zwłaszcza, że w ostatnich latach do setlist koncertowych często wpadał "Forlorn" z okresu Voivod bez Snake'a, nabierał dzięki temu nowego życia. Gdybym miał wskazać jeszcze jeden brakujący utwór, to na pewno pomarudziłbym na brak "Ravenous Medicine", ale fani to przecież najgorsza do zadowolenia grupą odbiorców.
Szata graficzna albumu jest dokładnie taka, do jakiej przyzwyczaił nas Voivod - budzi mieszane uczucia. Niby nie podobają mi się te grafiki, a z drugiej strony idealnie pasują do całości i tak się z nimi zżyłem, że trudno na nie patrzeć bez uśmiechu na twarzy. Dopełnieniem wydawnictwa są teledyski do tytułowego "The Lost Machine" oraz do "Inconspiracy", gdzie na nagrania z koncertu nałożono kosmiczne stworki. Na chwilę obecną materiał został wydany tylko w wersji audio, ale gdyby pojawiło się wideo zmontowane w sposób analogiczny do wspomnianych teledysków, to nabyłbym je niezwłocznie.
Voivod to zespół, który nigdy nie zawodzi i wciąż ten poziom utrzymuje. "Lost Machine" to ciekawy, wciągający koncert, podczas którego materiał płynie naturalnie, a zespół pokazuje, że w swojej stylistyce czuje się jak ryba w wodzie. Nie pozostaje nic innego, jak czekać na dzień, w którym takich koncertów będzie można posłuchać bezpośrednio, bo nawet najlepszy album koncertowy nie może równać się z muzyką odgrywaną na żywo.
Century Media/2020