Obraz artykułu Fates Warning - "Long Day Good Night"

Fates Warning - "Long Day Good Night"

75%

Lubicie, gdy artysta od lat tworzy w obrębie jednego gatunku muzycznego, ale bez kurczowego przywiązania do obranej stylistyki? Na pewno lubicie. Mam na myśli sytuacje, w których muzykę zespołu można w jakiś sposób zaszufladkować i łatwo opisać, a jednak nie doświadcza się zachowawczego nudziarstwa zrobionego od linijki.

Oznacza to, że muzycy wiedzą, co chcą zrobić i są tego świadomi, przy czym nie boją się subtelnej inkorporacji różnego rodzaju smaczków. Nie przejmują się stereotypami, po prostu robią swoje. Omijają trendy o krótkich terminach przydatności, zwyczajnie pielęgnując swoje rzemiosło. Do pakietu takich nazw można spokojnie włączyć Fates Warning.

 

Ilekroć myślę o kwintecie z Connecticut, czuję pewien żal, a może - ładniej to ujmując - poczucie niesprawiedliwości. Bo Matheos i koledzy są jednymi z pionierów metalu progresywnego, nagrali kilka pomnikowych płyt w widełkach tego nurtu i nawet mimo powermetalowej proweniencji, nigdy nie splamili się muzycznym półproduktem wątpliwej jakości. Niestety Fates Warning od bardzo dawna funkcjonuje w cieniu takich załóg, jak chociażby Dream Theater czy Symphony X, które - bądź co bądź - swoim starszym kolegom po fachu wiele zawdzięczają. O tym, że od dawna nie dorastają im do pięt pozwolę sobie nie rozpisywać się. Irytuje to zwłaszcza w kontekście tego, że nowa płyta autorów "Parallels" potwierdza stabilny, wysoki poziom zespołu. Jest bardzo bliski temu, który prezentowali choćby na wydanym po dłuższej przerwie "Darkness in a Different Light" czy młodszym od niego o trzy lata "Theories of Flight".

 

We wstępie wspomniałem, że Fates Warning należy do grona zespołów, które dosyć mocno trzymają się ram konkretnej estetyki, ale nie boją się jej urozmaicać. Szczęśliwie "Long Day Good Night" nie przynosi zmian w tym zakresie. Panowie sprawnie poruszają się w świecie zawiłego prog metalu, któremu bliżej jednak do oldschoolowego podejścia z lat 90. niż do nowoczesnych wariacji na jego temat z djentem na czele. Słuchając tego albumu, odnoszę wrażenie, że czas się dla nich zatrzymał. Jeśli zestawimy to z niesłabnącym poziomem twórczości, definitywnie można o tej cesze mówić w kategoriach zalety.

 

Charakterystyczne dla Matheosa zagmatwane riffy są przeplatane wpływami hard rocka, a w "Shuttered World" wyczuwam nawet lekkie puszczenie oka w kierunku fanów... "Awaken the Guardian" sprzed trzydziestu czterech lat! Niezmiennie dobre wrażenie potęguje także wokal Raya Aldera, który zna swoje słabości i nie prze w kierunku skrzeku w duchu klasycznego heavy, a raczej utrzymuje swoje partie w średnim rejestrze, podpierając je tym swoim firmowym vibratto. Szczególnie robi to wrażenie w "The Last Song", gdzie oś piosenki stanowi przede wszystkim melancholia, a wokalista doskonale wie, jak się do niej dopasować.

 

W konsekwencji nie dostajemy tutaj niczego nowego, ale co z tego? Zamiast plątania się w eksperymentach, Fates Warning dostarcza zestaw klasowych utworów i o to chodzi. Właśnie takie zdrowe podejście powoduje, że lata mijają, muzyczna rzeczywistość ulega zmianom, a skład z Connecticut nie zawodzi.


Metal Blade/2020



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce