Ela Minus z jednej strony odwołuje się do hipnotycznych bitów techno, z drugiej bardzo często korzysta z własnego, nierzadko zniekształconego głosu. Choć porusza trudne tematy, a wywoływany przez nią nastrój emanuje tajemniczością, jej debiutancki album ("Acts of Rebellion") to od pierwszego do ostatniego kawałka doskonały materiał na klubowe parkiety, subtelnie wyprodukowany, wyrażający tytułowy bunt między innymi w rezygnacji z aktualnych trendów na elektronicznej scenie i stawiając na improwizację.
Rozmowa z Soundrive
Nie byłabym muzykiem, gdyby nie moja mama, która kupiła mi zestaw perkusyjny, kiedy miałam dziesięć lat.
Zanim zostałam muzykiem, byłam dzieckiem.
Moja ulubiona muzyka z dzieciństwa to Fugazi.
Moja ulubiona muzyka z ostatnich miesięcy to M. Ostermeier.
Moi ulubieni artyści niezwiązani z muzyką to Doris Salcedo [kolumbijska rzeźbiarka] i Tom Robbins [amerykański pisarz, autor między innymi "I kowbojki mogą marzyć", na podstawie którego Gus Van Sant nakręcił film o tym samym tytule].
We współczesnej muzyce najbardziej lubię brzmienie syntezatorów.
We współczesnej muzyce najbardziej nie lubię płytkiego brzmienia.
Najbardziej w koncertach lubię to, że są wyjątkowe i kiedy już dobiegną końca, na zawsze przemijają.
Moja muzyka jest porównywana do uderzenia kuli armatniej w klatkę piersiową.
Gdybym mogła sprawić, że jeden z utworów innego artysty stałby się mój, byłoby to "The Eraser" Thoma Yorke'a.
Gdybym mogła zadać mojemu ulubionemu artyście jedno pytanie, zapytałabym, co słychać?
Największa mądrość, jaką w życiu usłyszałam to: Wszystko co posiadasz, to ty sama, więc dbaj o siebie.
Gdybym w dorosłym życiu wciąż mogła robić coś, co robiłam w dzieciństwie, rysowałabym.
Gdybym mogła zakończyć jeden spór, który dzieli ludzi, byłby to rasizm.
Polska kojarzy mi się z pierogami i moją przyjaciółką Olgą.