"Magiczna broń przeciwko nudzie" - prawdopodobnie każdy zespół uznałby, że to zdanie doskonale opisuje charakter jego muzyki. W przypadku Taman Shud nie jest to natomiast czcze przechwalanie się, na "Viper Smoke" dostarczona zostaje okultystyczna rozrywka, przy której nawet Aleister Crowley dałby się wyciągnąć na parkiet.
Muzykom Taman Shud nie przyświeca jednak żadna mistyczna idea i nie zamierzają ściągnąć na ziemski padół żadnej chtonicznej bestii żadnej wchłonięcia wszelkich ludzkich manifestacji od ciała astralnego po ciało fizyczne. Ich pomysł przypomina bardziej partyzantkę na miarę Tylera Durdena, tyle że korporacyjno-katalogowe życie zwalczane jest nie poprzez podkładanie kuchennych bomb, ani nawet nie poprzez bójki w śmierdzących stęchlizną i potem ruderach, lecz przy użyciu trzech szóstek przemykających pomiędzy kolejnymi "fakapami" i heksagramu unikursalnego "przeforłardowanego" z kolejnym "kejsem", co sprawia, że potoczne użycie słowa "Mordor" na powrót staje się bliskie jego pierwotnemu znaczeniu.
W praktyce korporacyjny szatan jest przede wszystkim ponadprzeciętnie hałaśliwy. Już otwierające album "The Hissing Priest's Remains" sprawi, że wreszcie docenicie grupowe ubezpieczenie, ponieważ z jednej strony może się wam przydać wizyta u laryngologa, z drugiej być może trzeba będzie to i owo nastawić, kiedy już pozwolicie wprowadzić się w trans, a pozwolicie na pewno, bo Taman Shud nie tylko jest głośne, lecz również piekielnie melodyjne. W "The Ziggurat, A Mirage" (nagranym wespół z Fat White Family) tempo drastycznie spada, ale okazuje się, że nie ono decyduje o poziomie wściekłości, głośności i szaleństwa. To trochę jak przejażdżka na harleyu - nie uda się dogonić ścigacza i zupełnie nie o to chodzi. "The Hex Inverted" dostarcza natomiast odpowiedzi na pytanie: "Co by było, gdyby to Iggy, a nie Ozzy uległ fascynacji sztukami tajemnymi?". Wyraźne są tu zarówno garażowe/proto-punkowe naleciałości, jak i aura tajemniczości. Apogeum to z kolei utwór tytułowy z powolnie budowanym napięciem, przerywnikiem przypominającym instrumentalny utwór The Tiger Lillies i kilkoma warstwami chaosu, które nijak się do siebie nie mają, a jednak po zespoleniu tworzą tak piękne zniszczenie, że trudno powstrzymać się przed zapętleniem ścieżki.
"Viper Smoke" mogłoby być kolejnym filmem Jodorowsky'ego, gdyby istniał sposób na dokładne przetłumaczenie dźwięku na obraz. Doznania są jednak podobne i jeżeli lubicie ten rodzaj symbolizmu, mistycyzmu i rytualnej makabry, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że zakochacie się w Taman Shud.