Prawdopodobnie część z was natychmiast pomyśli, że to koncepcja o przynajmniej dziesięcioletniej historii, znana jako nintendocore, ale dwudziestolatek z Nowego Jorku traktuje tę nazwę zdecydowanie bardziej dosłownie. Ośmiobitowe dźwięki nie są w jego przypadku dodatkiem do riffów i perkusyjnych bitów, stanowią jedyny podkład i w całości powstały przy użyciu gry "WarioWare D.I.Y." na Nintendo DS, która umożliwia tworzenie własnych plansz w świecie Super Mario Bros. (w tym własnej muzyki) oraz programu KORG Gadget na Nintendo Switch.
Pomysł Posterboy'a to znakomity dowód na to, że chociaż wiele punkowych kapel pogubiło się, a ich naśladowcy nie tylko w kółko grają trzy akordy, to jeszcze są to dokładnie te same akordy, które umiłowali sobie ich idole, sama idea punk rocka nadal jest żywa. Dzisiaj nie wystarczy przecież pokazać, że na gitarze może grać każdy, bo większości po prostu nie chce się tego zrobić, ale Switch? To jedna z najpopularniejszych przenośnych konsol obecnej generacji, więc czemu by nie nagrać kilku piosenek pomiędzy kolejnym wyścigiem w "Mario Kart 8 Deluxe" a zgłębianiem świata "The Legend of Zelda: Breath of the Wild"?
Jak nie trudno się domyślić, muzyka z "Posterboy 2000" jest prosta, surowa, niepoddana producenckiej obróbce i dla melomanów będzie tak samo irytująca, jak "Never Mind the Bollocks, Here's The Sex Pistols" było w 1977 roku (celowo nie porównuję do Ramones - jeden z kawałków nosi tytuł "Fuck The Ramones"). Nie dość, że syntetyczne "instrumentarium" aż żądli w uszy, to jeszcze głos został do niego dopasowany, wysterowany do poziomu szeleszczącej, złowieszczej zjawy, który gniewnie wykrzykuje na przykład takie wersy: They say i'm a hater and they're right/I talk shit and always start a fight/I won't support/Anything you do/Your a piece of shit/I hate you. Podejrzewam, że nawet dla zatwardziałych zwolenników i zwolenniczek hardcore punka ze ścisłego podziemia będzie to twórczość trudna do przyswojenia.
Odrzucające może się okazać także immanentne dla ośmiu bitów sowizdrzalskie brzmienie. Nawet kiedy Posterboy wyrzuca z siebie desperacko brzmiące wanna die wanna die wanna die wanna die/I can't take this/Suicide suicide suicide suicide/I won't make it, tło akustyczne każe wierzyć, że to tylko wygłupy. Podobne dwuznaczności można wychwycić w niemal każdym z tych dziesięciu krótkich (trwających łącznie dwanaście minut) kawałków. Niemal, bo są dwa całkowicie radosne wyjątki - "I Wanna Be In An Open Relationship", czyli prawie california punkowa pochwała poliamorii oraz "Commodore 64", czyli antysystemowa komedia przypominająca chociażby rodzimy Castet.
Posterboy 2000 brzmi tak, jakby nie chciał, żebyście go polubili i spędzili z jego muzyką zbyt dużo czasu, ale jeżeli będziecie jednymi z nielicznych, którzy złapią bakcyla i wciągną się w to chaotyczne, synth punkowe wymachiwanie środkowym palcem w kierunku całego świata, prawdopodobnie nie prędko odpuścicie. Na szczęście Posterboy - być może nauczony błędami nintendocore'u - ma świadomość, że takich albumów nie da się nagrywać w nieskończoność, a ponadczasowe mogą stać się tylko wtedy, gdy drugiego podobnego już nie będzie. Dlatego już zapowiedział, że zamierza założyć zespół, co nie będzie zadaniem łatwym - gdyby utwory z solowego debiutu zagrał z gitarami i perkusją, byłyby do bólu odtwórcze - ale przynajmniej otwiera drogę na poszukiwań i niewykluczone, że nowojorczyk zabierze w nią także ukochane Nintendo.
Death By Sheep/2020