Obraz artykułu Filter - "Crazy Eyes"

Filter - "Crazy Eyes"

80%

Kolejne stadium ewolucji industrialu. Początek lat 90., Richard Patrick odchodzi z Nine Inch Nails, zakłada zespół Filter, zgarnia platynę za dwa pierwsze albumy, a jego utwory trafiają na ścieżki dźwiękowe do między innymi "Z Archiwum X", "Kruka" czy "Spawna". O takim starcie marzy każda kapela z ambicjami do podboju świata i właściwie trudno powiedzieć, dlaczego na początku stulecia Patrick nagle zniknął.

Odwyk, słabsze pomysły kompozytorskie, nieustanne rotacje w składzie, Filter drastycznie spuścił z tonu i dla wielu stał się zaledwie wspomnieniem po przebojach pokroju "Hey Man Nice Shot". Chyba nikt nie podejrzewał "Crazy Eyes" o odwrócenie sytuacji, ale niespodziewanie okazało się, że blisko pięćdziesięcioletni twórca i jedyny stały członek Filter zebrał się w garść i zarejestrował jedno z najciekawszych wydawnictw w swoim dorobku.

 

Kiedy do sieci trafił kawałek "This is a Trent Reznor Song" zdradzający przepis lidera Nine Inch Nails na chwytliwy, industrialny hicior, trudno było nie zgodzić się, że obnażony patent faktycznie pasuje do niemal całej dyskografii muzyka. Niczego mu to nie ujmuje, doskonałe ciasto nie traci na smaku tylko dlatego, że po raz setny wykonuje się je według identycznego przepisu, niemniej Richard Patrick postanowił odejść od swojego schematu, któremu od lat pozostawał wierny. Zapowiedź tworzenia "New Industrialu" jest być może nieco przesadzona, ale rzeczywiście na "Crazy Eyes" nie chodzi już wyłącznie o chwytliwy bit, hałaśliwą gitarę i teksty o egzystencjalnych rozterkach. To album dla bardziej wymagającego słuchacza, szukającego nie rewolucji w industrialnym rocku, lecz ewolucji, na jaką w ostatnich latach odważyli się nieliczni.

 

I've got my reasons and my reasons are sound - kilkukrotnie powtórzone zdanie na początku albumu natychmiast przypomina, że najmocniejszą zaletą Filter jest wyjątkowy głos Patricka, który może szeptać, melorecytować, śpiewać i zdzierać gardło, a pod każdą z tych postaci emocjonalnie angażuje słuchacza jak mało który wokalista. "Mother E" to potężne otwarcie, najbliższe dotychczasowemu dorobkowi zespołu, a zwłaszcza jego najświetniejszemu okresowi tuż po premierze debiutanckiego "Short Bus". Murowanym przebojem jest także "Nothing in my Hands", ale już w "The City of Blinding Riots" mamy niespodziewaną zmianę proporcji - niemal całkowite wycofanie gitary na rzecz elektronicznego podkładu, którego nie powstydziłoby się Combichrist (być może właśnie dlatego te dwa zespoły wyruszają wkrótce na wspólną trasę po Europie). Takie wcielenie Filter znane było dotąd wyłącznie z remiksów, tym razem stało się jednak autorskim dziełem Patricka.

 

Na "Crazy Eyes" jest kilka słabszych momentów (na przykład banalne, skoczne i chyba z tego powodu wybrane na singiel "Take Me To Heaven"), ale eksperymenty pokroju dziwacznej, ambientowej ballady ze smyczkami w tle ["Welcome To The Suck (Destiny Not Luck)"] czy chaotycznego "Under the Tongue" rekompensują nieliczne ubytki w pomysłach zawartych na długości aż pięćdziesięciu minut. Nowy album Filter jest tuż za jego dwoma „kultowymi” wydawnictwami, a zbliżenie się do absolutu samo w sobie jest najlepszą rekomendacją.


Wind-Up Records/2016



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce