"Hunger for a Way Out" powstawało w opuszczonym laboratorium przy użyciu techniki jednego mikrofonu (jak określił to bostoński duet). Te dwa elementy mają kluczowe znaczenie w odbiorze dwudziestu siedmiu minut, jakie trzeba poświęcić na jednorazowe przesłuchanie albumu. Nie trudno sobie wyobrazić, jak kilka producenckich trików - tu i ówdzie przyciszenie "szurającego" werbla czy wyciągnięcie głosu na pierwszy plan i dorzucenie chórków w refrenach albo naprostowanie od czasu do czasu wkradających się fałszywych dźwięków za pomocą subtelnej korekcji auto-tunem - nadaje mu bardziej przystępnego charakteru. Nie trudno także wyobrazić sobie, jak bardzo byłby to nijaki, nudny, prawdopodobnie pop-punkowy i pozbawiony tożsamości materiał.
Skoro padło porównanie do najłagodniejszej z odmian punk rocka, to już wiadomo, że muszą być wpadające w ucho melodie i faktycznie chociaż z głośników dobiegają surowe utwory utrzymane w estetyce lo-fi, mają wystarczająco dużo mocy, by podrywać z siedzeń. Jeden z najlepszych przykładów można znaleźć pod sam koniec, w kawałku "An Appetite", który skonstruowano wokół wyrazistej partii basowej, otoczono równie prostym i równie intensywnym bitem perkusyjnym, w tle dorzucono kilka delikatnie zarysowanych riffów i skontrastowano całość z łagodnym głosem Liry Mondal. Jest w tej sabotowanej przebojowości zniewalający urok, który oczaruje każdego, kto wierzy, że muzyka jest tak bardzo fascynująca, jak fascynujące są towarzyszące jej "skazy".
Chociaż Mondal i Caufield Schnug po raz pierwszy nagrywały pod szyldem Sweeping Promises, mają za sobą lata współpracy. W Silkies sięgały po lo-fi surf rock, w Mini Dresses po dream pop, w Dee-Parts po coś z pogranicza popu i gotyckiego rocka, a w Splitting Image po post-punk i zdaje się, że pomysłem na najnowszy wspólny projekt jest połączenie tych wszystkich cech w jedną hiper-osobowość odznaczającą się surowym brzmieniem retro, bulgoczącym basem, nieskomplikowanymi, ale zadziornymi rytmami, nerwowym wokalem przypominającym Mission of Burma albo Devo czy atakującymi znienacka i spoza kontekstu syntezatorowymi akordami, które można by usytuować gdzieś pomiędzy wczesnym The B-52s a cyrkowymi akompaniamentami.
Słuchanie Sweeping Promises przypomina noszenie wysłużonych jeansów, które nigdy nie wyglądają lepiej niż po pojawieniu się przetarć na kolanach. Przestają wtedy przypominać taśmowo produkowane kopie ideału i nabierają unikalnych atrybutów. Jeżeli połączyć to z talentem do pisania chwytliwych melodii i jeżeli macie słabość do najwcześniejszych reinkarnacji rock'n'rolla, to rezultatem będzie album, od którego niełatwo się wyzwolić. Oby tylko także ten projekt Mondal i Schnug nie okazał się krótkoterminowy, bo to zdecydowanie najlepsze, co dotąd nagrały.
Feel It/2020