Wszystko zależy od stopnia precyzji, który uznamy za wystarczający. Jeżeli będziemy poruszać się na mikroskalach, to należy uznać, że nie istnieją dwa takie same przedmioty, nie ma odcinka wynoszącego dokładnie jeden centymetr, a doba nie ma dokładnie dwudziestu czterech godzin. Takimi wartościami - jak sądzę - kierował się Eno i być może przydałyby mu się ćwiczenia repetytywne z trójmiejskim Królestwem, które jasno daje do zrozumienia, że istotniejsze od dosłowności jest stworzenie narracji wewnątrz zrozumiałego dla nadawcy i odbiorcy kodu.
Repetytywność na debiucie Królestwa jest szczególnie silna w ostatnim z trzech utworów - "Wakacje w Parafii". Na pierwszym planie jest tutaj gitara basowa, za pomocą której Sebastian Goertz odprawia rytuał wprowadzenia słuchaczy w trans. Po czterech minutach i piętnastu sekundach muzycy nagle podają sole trzeźwiące przy użyciu wyrwanej z kontekstu, trzydziestosekundowej partii. Jakby zależało im, żebyśmy nie wyłączali się zupełnie, lecz uważnie słuchali ponownie podejmowanego, pierwotnego motywu. Po kolejnych trzech minutach tempo zostaje zwiększone, znowu następuje przełamanie oraz powrót do bazowego rytmu. Już samo to pokazuje, jak bardzo różne znaczenia ma repetytywność. Może być zapętlaniem bardzo krótkiego fragmentu muzycznego, ale także powtarzaniem znacznie dłuższych pomysłów.
Moim ulubieńcem jest kawałek otwierający - "Sny O Potędze I Grzaneczkach Z Torfem". Zaczyna się leniwie, sonorystycznymi uderzeniami w bębny i talerze, ale po czterech minutach nagle z chaosu wyłania się wyraźniejszy zarys melodii. Akurat tutaj najbardziej hipnotyzuje właśnie Paweł Rucki, perkusista, a przynajmniej do siódmej minuty, kiedy Max Białystok podejmuje próbę zagłuszenia wszystkich shoegaze'ową "ścianą" dźwięków. To być może najbardziej rockowy moment tego krążka, ale przecież nie jest to materiał przeznaczony wyłącznie dla zwolenników skrajnego eksperymentowania.
W 2016 roku wiele albumów (z "Elite Feline" Lotto na czele) udowodniło, że muzykę można zwrócić nawet na bardzo dziwne tory i wciąż znaleźć duże grono odbiorców. Niestety także w tej konwencji powoli zaczynają powstawać schematy, a repetytywność wychodzi poza twórczość jednego zespołu, staje się po prostu kopiowaniem. Królestwu to nie grozi. Być może wynika to z przeszłości tworzących go muzyków, którzy otarli się o wiele gatunków i przeróżne projekty. Na swoim pierwszym wydawnictwie zespół łączy nieoczywiste składniki w zaskakujących proporcjach i już się nie mogę doczekać, kiedy usłyszę ich na żywo.
Music Is The Weapon/2017