Obraz artykułu Rosk - "Miasma"

Rosk - "Miasma"

89%

Nie ma ani chwili wytchnienia. Ledwo człowiek rozliczy się z 2016 rokiem, a już, niespełna dwa tygodnie później pojawia się materiał tak fascynujący, że bez wątpienia także w przyszłym rozliczeniu konieczne będzie powrócenie do niego.

Utwór "In Nomine Pestis" otwiera album powolnymi, przypominającymi metronom uderzeniami, ale już po kilku sekundach w tle zaczynają piętrzyć się dźwięki zwiastujące nadejście czegoś znacznie głośniejszego. Do około czwartej minuty Rosk jest jeszcze kotem Schrödingera (przynajmniej dla tych, którzy nigdy wcześniej o warszawskiej kapeli nie słyszeli, czyli na przykład dla mnie) - może okazać się interesujący, wtórny, może obracać się w niemal każdej stylistyce. Po czwartej minucie... Nie chcę przesadzić z entuzjazmem, ale wytaczający się z głośników riff, towarzyszące mu ciężkie uderzenia w bębny i talerze, linia basu w jakiś sposób przebijająca się przez cały ten zgiełk... Zarówno sama kompozycja, jak i brzmienie sprawiły, że po przesłuchaniu pierwszego z czterech utworów zawartych na "Miasmie" rzuciłem wszystkie inne zajęcia i skupiłem się wyłącznie na słuchaniu.

 

Na początku "Infected I" nastrój zmienia się. Śpiew zastępuje krzyk, a instrumenty odgrywają pojedyncze, ciche dźwięki. Wskazanie na gatunkową przynależność nie jest łatwe, ale w ramach dziennikarskiego obowiązku doczepienia jakiejkolwiek łatki wybieram "post-metal". W przeskokach z nastrojowego szeptania do agresywnego pokazu siły doszukiwanie się wpływów Isis czy Cult of Luna na pewno nie jest na wyrost, niemniej Rosk zbudował na tych inspiracjach własną tożsamość. Podtrzymując diagnozę o użyciu post-metal, jednocześnie muszę dodać, że jest on środkiem, a nie celem. Muzycy zahaczają także o elementy post-rockowe, black metalowe czy wręcz plemienne (w zamykającym wydawnictwo "Beneath the Light"), co w ostatecznym rozrachunku tworzy piękny rytuał muzyczny, a nawet jeszcze bardziej duchowy, bo nie sposób po prostu przesłuchać "Miasmę", trzeba ją wchłonąć. W procesie tym pomaga konstrukcja albumu - podział na utwory istnieje wyłącznie na papierze, faktycznie dostajemy jedną, pięćdziesięciominutową opowieść.

 

Instrumenty zostały nagrane w Nebula Studio, niedawno powstałym studiu należącym do muzyków Tides From Nebula, a za miks i mastering odpowiada Piotr Gruenpeter (vel Haldor Grunberg) z Satanic Audio oraz z zespołu Thaw. Nie jestem typowym melomanem, dla którego jakość dźwięku ma kluczowe znaczenie, a wręcz przeciwnie - odnajduję dużą przyjemność w garażowych nagraniach black metalowych czy punk rockowych. "Miasma" jest jednak tak rewelacyjnie przygotowana pod tym względem, że nie wypada pominąć zasług osób spoza zespołu.

 

Debiutancki album Rosk to jeden z najciekawszych metalowych albumów, jakie w ostatnich latach słyszałem. Nie polskich, po prostu jeden z najciekawszych. Przesłuchanie go powinniście uznać za obowiązkowe.


wydanie własne/2017


Oddaj swój głos:


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce