Członkowie i członkinie Crack Cloud wybrali życie na marginesie społeczeństwa, we własnej, niewielkiej społeczności (trudno wskazać, ile osób aktualnie do niej należy, zmienia się to nieustannie - na naszym festiwalu występowało siedem, ale na okładce "Pain Olympics" można zobaczyć aż piętnaście) nie tylko z tych samych, ideowych powodów, z jakich od dekad punki rozgaszczają się na squatach. Ważnym elementem ich działalności jest grupowa autoterpia, wyjście z uzależnień i stanów depresyjnych. Krótko pisząc, sięgnęli po najlepszy sposób na przyspieszenie gojenia ran - poprzez przemienianie strupów w dzieła sztuki, a tytułowa "olimpiada bólu" to w rzeczywistości osiem niemalże rekreacyjnych "konkurencji", przynajmniej w zakresie brzmienia.
Otwierające album "Post Truth" za lekkie i przyjemne nie może uchodzić po rozszyfrowaniu znaczenia "postprawdy" jako kształtowania opinii publicznej na podstawie emocji oraz własnych przekonań (na tak zwany "zdrowy rozsądek" albo "na logikę") z pomijaniem czy wręcz negowaniem faktów. Znamy to doskonale z wypowiedzi złotoustych polityków i fantazjujących o wchodzeniu w rolę autorytetów celebrytów, ale bez wgryzienia się w tekst, nie da się niczego niepokojącego rozpoznać w samej muzyce.
Po kilku sekundach grawitowania ku post-punkowi, niespodziewanie w tle wybrzmiewają feeryczne dźwięki oraz chórki przypominające ścieżkę dźwiękową z familijnego filmu animowanego sprzed połowy wieku. Dalej są jeszcze dziwaczny, jakby wklejony z innej kompozycji fragment odegrany na trąbce czy chwilowe zanurkowanie we wcześniej zarysowanych, baśniowych dźwiękach, które stopniowo przeradzają się w coś, co na ekranie musiałoby zostać oddane jako wejście czarnego charakteru, najprawdopodobniej - sądząc po industrialnych naleciałościach - złowrogiego kosmitę-robota albo szalonego naukowca. Jakby tego było mało, w dwóch momentach niespełna sześciominutowego utworu dochodzi do tak gwałtownych zmian dynamiki, że można dać się nabrać i pomyśleć: To już chyba następny utwór. Dzieje się dużo, aura - w kontraście do tekstu - zdaje się radosna i nie trudno sobie wyobrazić, jak "Post Truth" staje się jedną z atrakcji widowiskowego music-hallu.
Większość z tych elementów z różnym natężeniem powraca w pozostałych siedmiu utworach, przy czym post-punk zazwyczaj stanowi fundament. Zdarzają się jednak moment zaskakujące, zwłaszcza "Favour Your Fortune", które brzmi jak połączenie Moor Mother z Brockhampton i uwspółcześnionym boom bapem spod znaku Griselda Records. Gdyby wyjąć ten ponury, rapowany kawałek z kontekstu i usytuować zaraz po "Post Truth", można by odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z dwoma innymi zespołami, ale Kanadyjczycy pokazali, że wbrew trendom, album jako spójna całość i sposób na opowiedzenie dłuższej historii jest dla nich ważny.
"Favour Your Fortune" doskonale wpasowuje się pomiędzy najbardziej przebojowe na "Pain Olympics" i podnoszące na duchu, na przemian rapowane i chóralnie odśpiewywane "The Next Fix" a połamane, rozdarte popisową solówką perkusyjną "Ouster Stew". Granice pomiędzy utworami są zresztą z premedytacją zacierane - właściwie za każdym razem jedna czy dwie nuty albo jakiś sampel wykraczają poza zakończenie i nakładają się na początek następnej ścieżki. Wyraźną granicę postawiono tylko przed finałowym "Angel Dust", co nie może być przypadkiem. To swoisty epilog, naszpikowany pompatycznymi dźwiękami oraz słowami, ale bez wyczekiwanej wielkiej kadencji w ostatnich chwilach, a z dekonstrukcją pozostawiającą nagranie terenowe i wypowiedź mężczyzn przekonującego, że kiedy świat już się skończy, osądzane będą tylko nasze serca (i nerki).
Dla niektórych z nas było to przezwyciężenie piętna, jakie wisiało nad nami jako niestabilnymi odmieńcami w środowiskach, w których dorastaliśmy. Proces wewnętrznego i zewnętrznego pojednania realizowaliśmy równolegle z tworzeniem zespołu, a właściwie zrodził się z artystycznego wyobrażenia pojednania i odbudowy. Crack Cloud jako koncept jest z natury rzeczy wyzwaniem i właśnie dlatego wierzymy w niego - tak ekipa z Crack Cloud opowiadała o kierujących nimi motywacjach w wywiadzie dla naszego portalu (całość znajdziecie TUTAJ), ale nawet gdyby tego nie wypowiedzieli, byłoby wyczuwalne po przesłuchaniu "Pain Olympics". Zaskoczeniem może być natomiast to, jak wokół tylu ponurych, trudnych i nienapawających optymizmem tematów udało się zbudować pozytywną wizję przeszłości, co w świecie naznaczonym dystopijną wróżbą na kolejne dekady jest przyjemną - nawet jeżeli naiwną - odmianą.
Meat Machine/2020