Kiedy zobaczyłem informację o nadchodzącej wielkimi krokami pełnej płycie, od razu zacząłem się zastanawiać, czy Szymon, Marcin, Łukasz i Ignacy wywiążą się z założenia postawionego w tytule albumu. Pierwsze przesłuchanie rozwiało jakiekolwiek moje obawy - "Zostaw po sobie dobre wrażenie" jest albumem znacznie lepszym, znacznie bardziej przemyślanym i rozbudowanym niż debiutanckie demo.
Sztylety odrzuciły zachowawczość pierwszego materiału i rzuciły się w wir rozwijania własnych pomysłów i koncepcji. Wyszło bardzo sprawnie, bo chociaż inspiracje są aż nadto oczywiste (na czele z Ewą Braun, którą członkowie Sztyletów otwarcie wskazują jako główne źródło weny), to całość nabrała tożsamości i charakteru. Utwory są dłuższe i więcej się w nich dzieje, ale trudno pisać o progresie umiejętności któregoś z muzyków - zauważalny wzrost jakości wynika przede wszystkim z tego, że wszystkie partie instrumentalne są lepiej ze sobą zgrane, a ich autorzy coraz odważniej ośmielają się przełamywać wcześniej postawione, niewidzialne granice. Także teksty stały się odważniejsze, bardziej pewne siebie - moim faworytem jest "Hymn polskiej kadry na cokolwiek", ale zważywszy na miłość do piłki nożnej, dziwne byłoby, gdybym wybrał inaczej.
Wokale są bardzo dobrze położone - wyraźne, pewne siebie i pozytywnie wypadające zarówno w formie śpiewanej, recytowanej, jak i krzyczanej, nawet jeżeli sporadycznie ukłuje maniera przeciągania niektórych końcówek. Co najważniejsze, aranżacje wokali są przemyślane i nie wchodzące w niepotrzebny kontrast z warstwą muzyczną. Są nie tylko dobrym dopełnieniem tego, co dzieje się na instrumentach, ale także dodatkowym elementem, który skutecznie podwyższa jakość końcowego produktu.
Wydawnictwo promował utwór "Wtedy, kiedy będę martwy" i był to strzał w dziesiątkę - to nie tylko najlepszy kawałek na całym materiale, ale też w reprezentatywny sposób ukazuje to, jak bardzo Sztylety rozwinęły skrzydła oraz w którą stronę zmierzają. Całość balansuje pomiędzy alternatywnym spokojem z leciutką pracą gitar a noise'ową żywiłowością, do tego w kilku miejscach pojawiają się zagrywki gitarowe przypominające leciuteńkie puszczenie oka w kierunku fanów Dead Kennedys.
Najdziwniejszym i najbardziej zaskakującym momentem płyty jest cover "Są to koła" Furii. Trudno zachować obiektywizm, zważywszy na to, jak bardzo nie lubię oryginału. Wersja Sztyletów bardzo mocno odstaje od pierwowzoru, jest właściwie nie do poznania - całość została wykonana przez chłopaków z Gdańska zupełnie po swojemu i adekwatnie do stylistyki albumu. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że jest to najlepszy cover tego utworu, jaki słyszałem (i jednocześnie jedyny), a zarazem zdecydowanie najsłabszy fragment albumu. Nie odstaje on jednak na tyle mocno, żeby negatywnie rzutować na odbiór całości.
Po "Zostaw po sobie dobre wrażenie" nie można już traktować Sztyletów jako ciekawostkę, to pełnoprawny zespół z własnym charakterem, własnymi pomysłami na siebie i własną tożsamością. Umiejętnie kreują przestrzeń, ukazują szerokie pole inspiracji i chęć do łączenia różnych, mniej lub bardziej oczywistych wpływów. Nawet jeżeli druga połowa albumu jest zauważalnie słabsza, to całość ani na ułamek sekundy nie schodzi poniżej solidnego poziomu. Ten album faktycznie zostawia po sobie dobre wrażenie.
Koty Records/2020