Jeśli lubisz gitarowe piosenki, ale trochę bardziej mroczne, jest spora szansa, że polubisz brzmienie tego londyńskiego tria. Ich muzyka ma w sobie melodyjność Biffy Clyro, rozmach Muse i wyrafinowanie struktur instrumentalnych spod znaku Tool. Trafi do fanów Royal Blood i bardzo możliwe, że do części osób lubujących się w bardziej progresywnej odmianie metalu.
"Semaphore" to porcja mocnego rockowego grania z wyrazistym wokalem gitarzysty Paula Vissera i dobrymi tekstami. Można się w tej płycie zasłuchiwać godzinami, chłonąć basowe odjazdy, nucić refreny, rytmicznie machać głową i tupać nogą, relaksując się na kanapie. Przebojowość i ciężar łączą się w odpowiednich proporcjach. Najlepiej słucha się go w całości, ale poszczególne fragmenty bronią się również w oderwaniu od kontekstu, spokojnie mogłyby znaleźć się na playliście rockowej stacji radiowej.
Metalowo i energetycznie jest w "Singularity" czy w poszatkowanym "Dust". Zgrzytliwie i garażowo w "Faces". Fanom Royal Blood przypadnie do gustu rock and rollowy wykop w rozpędzonym "Red Waves", a refren "Natural Selection" jest idealny do śpiewania na stadionie, podobnie jak refleksyjnego "Winter Keeps Us Warm", którego chórki budzą skojarzenia z utworami Biffy Clyro.
Oczywiście znajdziecie tutaj także odrobinę niepokoju i tajemniczości, chociażby w otwierającej miniaturze - "Emissaries"; opartym na pogłosach "Heliopause"; ostrym, hipnotycznym "Death From Above"; gęstym, niemal doom'owym "Monolith" czy na początku "Motorcade". Ta kompozycja w sposób niemal podręcznikowy łączy melodyjność i mrok, a zmiany tempa choć są na porządku dziennym, nie drażnią. W najdłuższym na albumie "Evergreen" uwagę zwraca melancholia rodem z Porcupine Tree, pięknie równoważąca "toolową" moc. Całość wieńczy nostalgiczny "Crash".
Trudno wyróżniać poszczególne utwory, wszystkie są na równym, wysokim poziomie. Gitarzysta i wokalista Paul Visser, basista Dave Ferguson i perkusista Billy Freedom spisali się na medal - nagrali spójny, bardzo dobry album, który wpada w ucho od pierwszego przesłuchania, ale dzięki przyjemnym melodiom, uniwersalnym, emocjonalnym tekstom i solidnej pracy gitar i bębnów zostaje w głowie na dłużej. Oczywiście wszystko to już gdzieś słyszeliśmy, ale nie ma to większego znaczenia, skoro słuchanie tej muzyki wciąż sprawia ogromną przyjemność.
Long Branch/2020