Niezdrowe emocjonowanie się gatunkowymi transformacjami w 2020 roku brzmi mniej więcej tak samo, jak opowiadanie kawałów o Żydach albo łączenie się z internetem za pomocą modemu. Gatunki może jeszcze nie umarły, a nawet bywają potrzebne, ale transgatunkowe projekty to dzisiaj dobro powszechne (wystarczy wspomnieć Black Dresses, Zeal & Ardor albo życiową partnerkę Eric Whitney - Poppy). Mało tego, Whitney to przecież nie Roc Marciano czy Freddie Gibbs, jego słabość do black metalu czy crustu dawała o sobie znać już wielokrotnie w przeszłości, chociażby na EP-ce "Fear Network", w nagranym z Ho99o9 "Twist of Fate/Cobra" albo we fragmentach "Rake" z przełomowego albumu "Hexada".
Dorzućmy do tego czasy nastoletnie, kiedy Ghoste faktycznie grywał w hardcore punkowych kapelach i towarzyszącą mu oprawę wizualną wyraźnie zainspirowaną skandynawskim black metalem (dowodem na tę fascynację może być chociażby kawałek "Euronymous" z albumu "Plagues" z 2016 roku), a powołanie do życia Blackmage nie będzie zaskakujące ani jak na niego, ani jak na obecny moment w historii muzyki.
EP-ka trwa ledwie dwanaście minut, a otwiera ją kilka szarpnięć za struny akustycznej gitary, co przez chwilę przypomina jeszcze krótsze "Opium" z ubiegłego roku. Po szesnastu sekundach eksploduje jednak sekwencja dość chwytliwych riffów i hałaśliwa perkusja atakująca uszy otwartym hi-hatem. Co jakiś czas akustyk na chwilę znowu się ujawnia, jakby desperacko chciał przypomnieć, że wcale nie zamilkł, a jedynie został zagłuszony. Skojarzenia z black metalem są tutaj racze luźne, nie ma charakterystycznego tremolo, zastępuje je elektroniczny ersatz, a pozornie surowa produkcja kontrastuje z wyraźnie podkreślonymi, soczystymi niskimi tonami. Jak na black jest zbyt czysto i rytmicznie, ale kto by się przejmował zobowiązaniami wobec gatunkowych klisz.
Podobnie jest w "Stuck In The Hard Place", gdzie nawet najbardziej siarczyste i drażniące słuch fragmenty układają się w zręby melodii. Jest w tym utworze w dodatku dziwny vibe, który każe odbierać go raczej jako pozytywny czy wręcz radosny, a kto przy black metalu się uśmiecha, ten nie może mieć szatana w sercu (a przynajmniej nie tylko jego). Najbliżej skandynawskiemu chłodowi jest w zamykającym EP-kę "To The Grave" - Ghoste robi w nim większy pożytek z głosu i nie nakłada na niego aż tak grubej warstwy efektów, w dodatku riffy zostały tak spreparowane, by jak najwierniej przypominać Darkthrone z okresu "Transilvanian Hunger" albo Emperor z "In the Nightside Eclipse". Zdaje się zresztą, że ci ostatni wywarli największy wpływ na "Baader-Meinhof", bo jeżeli mamy tu do czynienia z black metalem, to właśnie z tym nieco lepiej wyprodukowanym, nieco bardziej melodyjnym i nieco bardziej otwartym na próbowanie czegokolwiek innego niż granie fortissimo possibile przez cały czas.
Blackmage to prawdopodobnie zaledwie kolejny przystanek w nigdy niekończącej się tułaczce Ghostemane, nagrywał już przecież niemalże industrialną muzykę na "N / O / I / S / E" i cały czas świetnie odnajduje się w ponurej, trapowej estetyce (chociażby na EP-ce "Human Error" nagranej z Parv0). W tym okołoblackmetalowym brzmieniu czuje się jednak na tyle swobodnie, że chciałoby się posłuchać, co jeszcze mógłby z nim zrobić. Oby więc "Baader-Meinhof" nie okazało się jednorazowym wyskokiem i oby doczekało się przynajmniej jednego pełnego albumu.
Blackmage/2020