Obraz artykułu Jad - "Wstręt"

Jad - "Wstręt"

90%

Kilka miesięcy temu - w zamierzchłych, prepandemicznych czasach - debiutancki, niespełna piętnastominutowy album Jadu zdobył rodzimą scenę punkową szturmem. Obserwowałem to zjawisko z boku i dopiero po otrzymaniu od kolegi miniaturowej wielkości eseju argumentującego, dlaczego Jad powinien mi podejść, dałem zespołowi szansę. Okazało się, że rekomendacja była bardziej niż słuszna - Jad to jedna z najlepszych rzeczy, jakie przytrafiły się polskiemu punkowi w ostatnich latach.

"Wstręt" to EP-ka chamska, prostacka, obrzydliwa i przerażająco wręcz prymitywna, a to dopiero początek wymieniania zalet tego materiału. Całość jest do bólu klasyczna i w każdym dźwięku atakują echa starej Armii i najstarszej Siekiery (z absolutnie miażdżącym naciskiem na to drugie). Jednocześnie to bardziej wściekły materiał, a odpowiednio dociążone brzmienie gitar i dobrze wyważony poziom "piwnicy" w produkcji sprawiają, że Jad jest dużo cięższy i dosadniejszy. Słychać też, że te pięć utworów jest już nieco innych od tego, co mogliśmy usłyszeć na "Strachu". "Wstręt" ma mniej momentów zapadających w pamięć niż debiutancki album i jednocześnie tworzy znacznie lepszy efekt przy holistycznym odbiorze, jest po prostu materiałem spójnym, w którym każdy utwór naturalnie wynika z poprzedniego. Mam też wrażenie, że Jad AD 2020 jest ciutkę (dosłownie taką tyci-tyci) bardziej metalowy niż wcześniej.

 

W każdym utworze też jest coś charakterystyczne, co w pewien sposób skupia uwagę - czy to potężne refreny w "Pętli", czy zwolnienie w drugiej części "Agresji", czy wreszcie wieńczący album "Spalona Ziemia", który nagle zmienia całość z rozpędzonego punk rocka we wściekły walec miażdżący powoli słuchaczy stutonowym wręcz ciężarem.

 

Nie można też zapomnieć o świetnym wokalu Krzysztofa Paciorka, który jest tutaj jeszcze wścieklejszy niż przed laty w Calm the Fire. W połączeniu ze świetnymi tekstami, umiejętnie balansującymi na granicy prostoty i dosadności, co sprawia, że warstwa wokalna jest (nomen omen) jeszcze bardziej jadowita. Już "Strach" przypominał, że podstawą punk rocka jest przekaz, a słowo stanowi integralną część muzyki i potrafi nieść siłę oraz ciężar w tym samym stopniu, co muzyka. Właśnie ta integralność staje się jednym z głównych czynników wpływających na tak wysoką ocenę finalnego produktu.

 

Wszystko to idzie w parze z genialną, dwukolorową okładką, zdecydowanie jedną z ciekawszych, jakie widziałem ostatnimi laty. Paradoksalnie materiałowi dobrze robi to, że jest za krótki. Świetne, krótkie strzały składające się w trwającą mniej więcej sześć minut całość sprawiają, że automatycznie słuchacz ma ochotę zapętlać "Wstręt". Sam dopiero po jakimś czasie przyłapałem się na tym, jak kuriozalnie ogromną ilość przesłuchań Jadu samodzielnie nabiłem. Tym samym nie mogę się doczekać, aż w końcu pojawi się fizyczna wersja materiału, czyli siedmiocalowy winyl dostępnych w trzech kolorach.

 

Boli tylko to, że w najbliższym czasie nie będzie możliwości usłyszenia tego materiału na żywo, a każdy z utworów wręcz prosi się o wykonanie go w pełnej sali. Z autopsji wiem, że Jad na koncercie zdecydowanie nie zawodzi - mój pierwszy artykuł na łamach Soundrive był relacją właśnie z ich występu. Niemniej pierwszy kwartał 2020 roku ze strony rodzimej sceny rozpieszcza - wpierw fenomenalny The Dog, później dwa strzały ze strony Sanctus Propaganda (drugi album Homo Militia oraz split Orphanage Named Earth/The Throne), teraz EP-ka Jadu. Jest czego słuchać, poczekajmy więc aż świat wróci na dawne tory i kapele punkowe ruszą w trasy.


wydanie własne/2020



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce