"Sunlight" to nieco ponad kwadrans muzyki i długość jest jedyną wadą tej płyty. To spójna opowieść, której tematyka oscyluje wokół słońca - jego wpływu na człowieka i emocji, jakie generują światło, ciepło oraz moc. Pełna jest fantastycznej gry słownej wywołującej szczery uśmiech i wpadających w ucho melodii, które mimowolnie zaczyna się nucić już po pierwszym odsłuchu. Ta EP-ka się nie nudzi, wręcz przeciwnie, z każdym kolejnym odsłuchem intryguje i zachwyca coraz bardziej. Gdy wybrzmi jej ostatnia nuta, odczuwa się niedosyt i ogromną chęć powrotu do niej.
Mimo niemałego ładunku nostalgii, jest to niezwykle ciepła i pogodna muzyka. Cztery kompozycje przeplecione zostały wstawkami i intrami, a wsłuchując się w poszczególne fragmenty, wyraźnie da się odczuć, że nagrywaniu towarzyszyła świetna atmosfera - w tle słyszalne są śmiechy i dialogi członkiń zespołu. Świetnym przykładem tego emocjonalnego dualizmu twórczości zespołu jest urocza pomyłka w niespełna czterdziestosekundowym "Słońcu" zestawiona z bardzo emocjonalną partią skrzypiec.
W rozpoczynającym materiał "Welcome Home, Sun" na tle elektronicznego podkładu wyjaśniana zostaje rola słońca i znaczenie jego promieniowania dla funkcjonowania znanego nam świata. Ciekawie wypadł wokalny dialog Jagody Kudlińskiej z Runforrestem w singlowym, radosnym "Sun#2". Pod tym pseudonimem nagrywa Grzegorz Wardęga - nie youtuber, znany jako SA Wardęga, lecz młody gitarzysta i kompozytor z Krakowa, którego twórczość można porównać do dokonań takich artystów, jak Fink, Bon Iver czy Low Roar. Jego wrażliwość bardzo trafnie współgra z emocjonalnością Lor.
Świetnym przykładem gry słownej jest "Suntescobar" z przyjemnie i nieco refleksyjnie prowadzoną melodią wspartą pulsującym rytmem. Bardzo refleksyjny i nostalgiczny jest "The Sun Is Not My Son" z poruszającym dialogiem skrzypiec i fortepianu oraz melancholijnym wokalem Kudlińskiej. To jeden z tych utworów, przy których uronienie łzy jest procesem bardzo naturalnym. Radosna, skoczna, folkowa energia powraca w "Bye Bye Sun Francisco" z wpadającą w ucho partią skrzypiec, rytmicznym klaskaniem i rewelacyjnym tekstem. Później kompozycja nieco zwalnia tworząc pętle, co dodaje jej uroku. Warto wspomnieć, że grą na puzonie wsparł tu artystki Patryk Szajda. Całość wieńczy ambietnowy fragment z przejmującą wokalizą, zatytułowany retorycznie "Where Did The Sun Go?".
Na "Sunlight" dziewczyny udowadniają, że mają własny, niepowtarzalny styl i konsekwentnie kroczą obraną na debiucie drogą. Nowe utwory utrzymane zostały w popowo-folkowej konwencji, a jednocześnie są krokiem naprzód i mam wrażenie, że pomostem w kierunku kolejnych subtelnych zmian, które usłyszymy w wykonaniu Lor w przyszłości. To jedna z tych płyt, które poprawiają nastrój i dają nadzieję na lepsze jutro, pozwalają przetrwać trudny czas. "Sunlight" wlewa w duszę hektolitry ciepła i pozytywnej energii, a w tych dość ponurych dniach zdecydowanie przyda się nam trochę więcej słońca.
Agora/2020