Obraz artykułu Koza - "Patologya"

Koza - "Patologya"

91%

Lars von Trier nakręcił porno w artystycznej otoczce; Nergal podeptał obraz Matki Boskiej; transpłciowa zapaśniczka Nyla Rose została mistrzynią federacji All Elite Wrestling; Arnold Schwarzenegger wybrał dietę wegańską - żaden z tych tematów nie wzbudza już kontrowersji. Według Tilla Lindemanna z Rammstein współczesnego odbiorcę mogłoby zszokować jeszcze tylko samobójstwo na scenie, ale jest jedna mała wioska w Galii...

To nawet nie jest cała Polska, tylko wąskie grono bardzo wybiórczych konserwatystów, którzy światopoglądowo nie tkwią w średniowieczu, ale "swoją" muzykę traktują jak starego konika bujanego z urwanym uchem - już się nawet na niego nie mieszczą, ale wolą schować w piwnicy niż dać komuś innemu pojeździć. Tyle wystarczy, żeby po wpisach typu: Serio Kartky nie zdechł w 2016?, moi najwięksi idole to Adrian Zandberg, Wojciech Mann i One-Punch Man albo mój najnowszy album będzie chujowy, przyprawić Kozie rogów i nadać mu miano kontrowersyjnego rapera. Trochę to śmieszne, trochę smutne, a najbardziej satysfakcjonujące, bo "Patologya" nie potrzebuje całego tego kontekstu, żeby się obronić.

 

Skoro kontrowersyjnemu raperowi przyszło wystrugać własnego "konia na biegunach", nic dziwnego, że pojawiły się zarzuty pokroju: To nie jest prawdziwy koń na biegunach. Może nawet faktycznie nie jest, ale Koza nie potrzebuje uwiarygodnienia w cudzych opiniach, wystarcza mu solipsystyczne przekonanie, że wykreowany przez niego świat istnieje. Sam zresztą deklaruje: Nic dla mnie nie znaczy słowo raper (albo w innym fragmencie dobitniej: Pierdolone cwele nazywają mnie raperem).

 

"Kończą mi się żyły i pieniądze" (nie ma takiego utworu, ale pierwszy na albumie zatytułowano w trybie rozkazującym - "Weź sobie zdanie z Nagiego Lunchu po prostu" - więc zastosowałem się do polecenia) rozpoczyna się od kilku syntezatorowych akordów i kilku wykrzykników (skra, ej, ło i tak dalej), a chwilę później dołączają trapowy podkład i głos w skrajnym stopniu zniekształcony auto-tunem - niby standard, ale tylko przez kilka sekund. Dalej Koza zaczyna przypominać Scarlxrda, zdziera gardło z punkową zadziornością i co kilka wersów wywołuje duchy popkultury (od Henry'ego Millera po Ricka Rossa). Przewrotnie początek album jest jednak najbezpieczniejszym jego fragmentem.

 

W tytule "Dostałem ten bit od R.A.U.-a" pseudonim producenta został podkreślony nie bez kozery, to faktycznie wyróżniający się bit, motoryczny, oparty o kilka powtarzających się sekwencji dźwięków, trochę jakby The Prodigy, ale w wersji minimalistycznej. Jeszcze bardziej ku klubowym brzmieniom grawituje końcówka "Fioletowej fiolki 18L", przypominająca rave z połowy lat 90., i całe "Nieodwracalne" - najmocniejszy argument dla tych osób, które na wzór zapętlonego tutaj bitu lubią powtarzać: Koza to nie jest prawdziwy hip-hop.

 

Prawdopodobnie najbardziej przystępny jest singlowy "Rumcays", którego można potraktować jak odpowiedź na "Old Town Road" Lil Na X-a, ale w polskim wydaniu, pachnącego nie Dzikim Zachodem, lecz mrągowskim polo-country. Najmniej przystępny może być z kolei "Nie wiem kto to jest Kanye West", ale tylko jeżeli macie uczulenie na trap metalowy hałas spod znaku Ghostemane, Prxjek czy już przywoływanego Scarlxrda (jeżeli nie macie, to być może - podobnie jak ja - znajdziecie tutaj swojego faworyta z "Patologyi"). Najlepiej drugi album Kozy sprawdza się jednak wtedy, gdy nie wyrywa się jego poszczególnych fragmentów na prześwietlenie. Jest bardziej różnorodny niż ubiegłoroczne "Mystery Dungeon", bardziej nieobliczalny, ale chyba też nagrany z większym dystansem i luzem.

 

Nie nazwę Kozy raperem z powodów wspomnianych w trzecim akapicie, ale jakby nie określić tego, czym się zajmuje, robi to bez kompromisów i kłaniania się komukolwiek, co w połączeniu z introspekcyjnymi tekstami - ani przesadnie melancholijnymi, ani irytująco bragowymi - składa się na angażujący i nieobliczalny materiał. Jedyną klęską, jaką Koza poniósł jest niedotrzymanie obietnicy sprzed premiery "Patologyi" - to zdecydowanie nie jest chujowy album.


Hashashins/2020



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce