Szanuję, gdy twórca goni za wewnętrznymi inspiracjami i motywacjami, gra tylko pod siebie, a nie pod innych, a w dodatku robi to z klasą. Wszyscy wiemy, że wolty stylistyczne i środkowy palec wskazany w kierunku własnej przeszłości nie zawsze muszą skończyć się dobrze. Potrzebujecie przykładów? Proszę bardzo - weźmy Samael. Zaczynali od fermentującego złem black metalu, by przekształcić się w byt, który od lat nagrywa tę samą płytę z zabawnymi partiami klawiszy i automatem perkusyjnym. Jak w obliczu tak postawionej tezy wypada warszawskie Fiasko?
Wypada zaskakująco dobrze, a warto zaznaczyć, że zmiana kompozytorskiego kierunku w ich wydaniu jest wysoce radykalna. Na debiutanckim "Głupcy umierają" brodzili w stylistyce mocno przeterminowanego metalu industrialnego, który w jakiś sposób nawiązywał także do dokonań cenionego w zamierzchłych latach Sweet Noise. Sam zespół najwidoczniej szybko pojął, że reanimacja tych gnijących zwłok po raz drugi nie miała sensu, więc doszło do poważnych przemeblowań na gruncie estetycznym.
Fiasko w bardzo naturalny sposób przeobraziło się w groźną bestię, która emanuje narkotyczno-sludge'owym ciężarem, a dopełnia go mądrze wplecionymi wpływami siarczystego black metalu. Ich obecna propozycja muzyczna jest w zasadzie taka, jak okładka - "Mizantropolia" to materiał w jakiś sposób odpychający. Nie ma tutaj żadnej gry wstępnej i łagodnego wprowadzenia. Jest za to dojmująca rozpacz, swąd obskurnych alejek i ogólna beznadzieja, która z utworu na utwór przybiera coraz większe rozmiary, by osiągnąć zenit w ponad ośmiominutowym "Letargu".
Możemy przyjąć, że mariaż black metalu ze sludgem to nic nowego, że to już zostało zagrane, że my znamy te sztuczki. W Fiasku nie chodzi jednak o odkrywanie nowych terytoriów, a właśnie o pielęgnację nihilistycznej pustki. Mam na myśli zarówno teksty, stojących na konkretnej granicy zdrowego rozsądku i lirycznej grafomanii, jak i muzykę. Taką, gdzie utwory często przybierają zawrotne prędkości, atakują chaotyczną mieszanką blast beatów z tremolowymi riffami, ale głównie mają być jak wolny rozjazd walcem po rozgrzanej ulicy. Doceniam też produkcję, gdzie bardzo ładnie uwzględniono istotną rolę "dołów" w takiej stylistyce (ależ pięknie chłoszcze bas!), ale bez ściany dźwięku, bez nieskładnej instrumentalnej brei. Dużo robią także charakterystycznie ekspresyjne wokale, gdzie znalazło się miejsce na wszystko - podniosłe zaśpiewy, skrzek w wysokim rejestrze, całą kolekcję wrzasków i lubiany przez metalowców złowrogi szept.
Fiasko w 2020 roku jest zespołem bardzo dobrze wymyślonym, mają świadomość, w którym kierunku podążają i nie pozwalają sobie na przypadki. Jednocześnie nikt nie robi tu nic na siłę, panowie dają ponieść się instynktom i jednorazowym impulsom, wszystko ze smakiem i odpowiednią dozą surowości.
wydanie własne/2020