Obraz artykułu Rat Kru - "Rok szczura"

Rat Kru - "Rok szczura"

78%

Gliese 581c to taka dziwna planeta, na której z jednej strony moglibyśmy spłonąć żywcem, z drugiej zamarznąć na bryłę lodu, ale pomiędzy tymi dwiema skrajnościami znajduje się wąskie pasmo zdatne do życia. "Rok szczura" to z kolei taki dziwny album, gdzie z jednej strony można usłyszeć gorące, przebojowe rytmy, z drugiej na chłodno egzekwowaną wizję artystyczną, a pomiędzy znajduje się wąskie pasmo, gdzie wspólnie mogą żyć zarówno te osoby, dla których muzyka to pretekst do tańca, jak i te lubujące się w analizach w zaciszu domowym.

Pierwsza myśl, jaka natychmiast nasuwa się po przesłuchaniu debiutanckiego albumu Rat Kru to pytanie o wymagany stopień przymrużenia oka, który pozwoli zobaczyć ten materiał we właściwym świetle.

 

Można tutaj natrafić na elementy w dużym stopniu przerysowane czy wręcz wyolbrzymione, na przykład utwór "Świnia", który otwiera kilka potężnych akordów syntezatorowych i z miejsca wpadająca w ucho melodia, by po trzydziestu sekundach dominującą rolę przejął "tłusty bit" i to z rodzaju tych, które kojarzą się z światowo nazywanymi klubami (Las Vegas, Casablanca albo Tropical Club) działającymi w większych wsiach Polski. Na takie tło akustyczne nałożony został tekst nie o miłości, nie o seksie i nie o pieniądzach, a swoista satyra na "lewactwo". W cudzysłowie, bo to raczej żart z trendu, a nie ze światopoglądu i jestem przekonany, że roślinożercy będą pierwszymi do wspólnego odśpiewywania refrenu: Świnia - dramat wegetarianina.

 

Spokojni mogą być wszyscy ci, którym od razu włączył się alarm nakazujący odwrót w obliczu kolejnego wcielenia "śmiesznej muzyki" spod znaku Big Cyca, Braci Figo Fagot czy Nocnego Kochanka. Rat Kru uprawia ekstremalny spacer po linie, nieraz chwieje się na boki, ale zamiast runąć w odmęty kiczu, zawsze w końcu wykonuje jakiś trik i pokazuje, że wszystko to było jedynie częścią spektaklu. W wywiadzie, który opublikowaliśmy w zeszłym roku poznański duet nie pozostawia złudzeń, że nie ma w ich działaniach przypadku, każdy krok jest pieczołowicie zaplanowany: Lubimy tę jazdę po bandzie, ale nie chcemy przekraczać "żenady". Dystansujemy się do wielu rzeczy, ale nie "sadzimy się".

 

Najciekawsze Rat Kru staje się jednak wtedy, gdy nakłada na swoją muzykę jeszcze jeden kontrast. Uświadom to sobie, komfort jest Bogiem, a wolność iluzją. Wrzuć to, co masz i czekaj na lajk, jesteś tylko robotem i tak, który tyle jest wart, ile jeszcze ma rat - ta ponura wizja aż prosi się o punkową, agresywną oprawę, ale w 2020 roku nie trzeba już stroszyć włosów albo organizować nielegalnego występu na Wall Street, równie dobrze można wymieszać pop i dance z silnymi naleciałościami lat 90., dorzucić trochę rave'u i house'u, i jeszcze odrobinę hip-hopu, a następnie całą tę złość wytańczyć w taki sposób, że nabiera pozytywnego znaczenia.

 

Rat Kru to przedziwne zjawisko, ale wyłącznie z właściwych powodów. Łatwiej porównać ich do życia na obcej planecie o ekstremalnych warunkach klimatycznych czy balansowania na linie niż do jakiegokolwiek innego zespołu, bo w tej dziwności tkwią przede wszystkim niepowtarzalna wizja i oryginalność. Ceną, jaką trzeba za to zapłacić jest wywoływanie skrajnych uczuć - na każdego zwolennika przypadnie jeden przeciwnik, ale trudno wobec "Roku szczura" pozostać obojętnym, a to samo w sobie jest sukcesem.


Kayax/2020



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce