Obraz artykułu Besides - "Bystanders"

Besides - "Bystanders"

80%

Poza Tides from Nebula, próżno szukać innego polskiego zespołu post-rockowego, o którym byłoby tak głośno przy okazji wydania nowej płyty. Besides zawsze podkreślało temat płyty i jej powagę, więc zastanawiałem się, czy ta popularność wynikała tylko z faktu, że niewiele innych grup decyduje się na snucie historii całej płyty wokół tak ciężkiego tematu, jak Auschwitz, czy może album broni się też muzyką. Odpowiedź nie jest jasna.

Najpierw o tematyce tego koncept albumu. Nie tylko doceniam pomysł (który pochodzi z Brzeszcz, rzut beretem od miejsca hitlerowskiej kaźni), ale wręcz uważam, że post-rockowy hołd ofiarom Auschwitz należał się już dawno. Gazeta Wyborcza była zszokowana, że można taki składać muzyką bez słów, szok, który jest dla mnie zupełnie niezrozumiały - taka muzyka jest tutaj jedyną odpowiednią. Ciężko wyobrazić sobie życie, cierpienia i śmierć, jakie rozgrywały się nie tak znowu dawno, nie tak znowu daleko, za murem obozu. W takim razie należy oddać głos muzyce, która niczego nie wskazuje, a jedynie sugeruje dźwiękiem uczucia i emocje. Nie jest apelem poległych na boisku szkolnym, a wyobrażeniem o cierpieniu zagranym na gitarach i reszcie instrumentów. Dodajmy do tego, że ambient byłby tu trochę mało dobitny, a metal trochę za bardzo pretensjonalny i voilà, okazuje się, że post-rock jest TYM gatunkiem, który powinien zająć się takim tematem. A jak się to ma do muzyki?

 

W porównaniu do wcześniejszych dokonań zespołu, zmieniło się sporo. Muzyka jest masywniejsza, ale niekoniecznie głośniejsza, przygniatająca, ale też melancholijna. W singlowym "Ich bin wieder da!" bardzo szybko przechodzi od spokojniejszych fragmentów do obezwładniającego gitarowego hałasu i do chaotycznej kakofonii, w dodatku im bliżej końca, tym bardziej staje się niepokojąca i marszowa. Wplecenie w ten kawałek sampla z monologiem po niemiecku wcale nie było potrzebne, od razu wiadomo, że całość opowiada o wojnie, czy też - jak napisał zespół - o współczesnej apokalipsie.

 

Dodajmy do tego niezwykle ważne dla całości skrzypce. Im dalej w płytę, tym najbardziej istotną zmianą w porównaniu do poprzednich wydawnictw wydaje się współpraca z Darią Pacudą (oraz całym kwartetem smyczkowym). Skrzypce dodają niepowtarzalnej melancholii, ale też wielowymiarowości - nie są to już tylko kompozycje rozpisane na gitary i bas, taka kompleksowość post-rocka jest zawsze na plus. "Simon's Ohel" już niemal w całości oparty jest na brzmieniu kwartetu. I brzmi doskonale.

 

Ale nie tylko smyczki budują wyjątkowość muzyki na "Bystanders". Mój ulubiony na całej płycie kawałek - "Last Lullaby" - to znakomity przykład użycia dzwoniących klawiszy w gitarowej muzyce. W zasadzie cały utwór opiera się na kontrastowaniu ich słodkiej urody z masywnymi i miejscami dość brutalnymi gitarami. Trochę przegięciem wydaje się za to zamykający płytę "Christmas Tree". Gdy w środku utworu klawisze wygrywają niemiecką kolędę, a w tle rozlega się bicie serca, to już przekroczenie subtelnej granicy cringe'u. Rozumiem emocje, które trzeba jakoś oddać, ale zespół potrafił to robić lepiej i mniej łopatologicznie przez wcześniejsze pięćdziesiąt minut, czemu więc postanowili to zmienić?

 

Wychodzi na to, że muzycy Besides znakomicie zrozumieli, czym powinien być tego rodzaju koncept album - muzyka najlepiej brzmi tutaj wtedy, gdy idzie w parze z całą otoczką, ciężką tematyką, ponurym klimatem i historycznym hołdem. Sama w sobie, chociaż jest istotnym krokiem naprzód w porównaniu do poprzednich albumów, nie zrobiłaby aż tak piorunującego wrażenia.


Universal Music Polska/2020



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce