Nie dostałem absolutnie niczego z tego, czego oczekiwałem. The Dog zaskoczyli mnie dużo bardziej niż wspomniane we wstępie Napalm Death. Zanim zacznę jednak zagłębiać się w szczegóły, chcę jasno i wyraźnie zaznaczyć jedno - "Avenge Us" jest wydawnictwem absolutnie niesamowitym, które w mgnieniu oka rozsiadło się na piedestale najlepszych materiałów dotad wydanych w 2020 roku. I to właśnie w tej inności jest tutaj siła, bo dolnośląski Pies wiąż ujada, ale tym razem znacznie dojrzalej, stając się niepowtarzalnym ewenementem sceny i tworząc mieszankę równie nieprzewidywalną, co zaskakująco spójną.
Oczywiście, jest tutaj trochę (ale dosłownie tylko troszeczkę) starego The Dog, który potrafi zaatakować znienacka jakimś blastem czy chorym przyspieszeniem. To wszystko miesza się z kolei z wpływami sceny hardcore'owej (zwłaszcza tych nieco późniejszy, grających wolniej kapel), do tego trzeba dolać trochę starego Life of Agony (na szczęście mowa tutaj głównie o aranżach gitarowych, nie o koszmarnych wokalach, które zawsze odstraszały mnie od Amerykanów), a ostatnim elementem tej specyficznej mieszanki jest przebijający się leniwie od czasu do czasu Voivod (i to z najdziwniejszego, środkowego okresu).
Najbardziej szokujące w tym wszystkim jest to, że cała ta mieszanka doskonale się sprawdza i tworzy wyjątkowy materiał. Słychać, że "Avenge Us" jest przemyślany i dopracowany w każdym calu. Ciężka podstawa jest urozmaicona mniejszymi lub większymi smaczkami w aranżach, a utwory znacząco zmieniły swoją długość. O ile na debiutanckim "The Devil Comes At Night" każdy utwór udawało się zamknąć w czasie około minuty, tak The Dog A.D. 2020 swoje kompozycje ma średnio pięciokrotnie dłuższe. Chyba jedyną częścią składową, która nie przeszła radykalnej zmiany są wokale - tak samo dobre, jak zawsze, wykonywane na dokładnie tę samą modłę.
Warto zwrócić uwagę na produkcję, która zdecydowanie zwiększa impet całego materiału. Tam, gdzie ma być ostro i ciężko jest ostro i ciężko. Tam gdzie trzeba, słychać lekkie rozmycia. Perkusja ma brzmienie głębokie niczym Rów Mariański, do tego pulsujący bas i wokale delikatnie bardziej schowane niż miało to miejsce do tej pory. Robiąc notatki do napisania tej recenzji, zapisałem również ciut za grzeczne brzmienie gitary, ale po kilku przesłuchaniach doszedłem do wniosku, że ten zarzut byłby bezzasadny. Fakt, gitara nie jest już aż tak brudna i chamska, jak miało to miejsce na poprzednich wydawnictwach, ale i do obranej na "Avenge Us" minimalnie czystsze brzmienie pasuje, bo lepiej eksponuje niektóre zagrywki.
Na zakończenie materiału The Dog serwuje cover "Race War", który w oryginale ryczał gargantuicznych rozmiarów pan Peter Steele, wraz ze swoim Carnivore. Niesamowite jest to, że chociaż utwór został zagrany dość wiernie, bez żadnych ścinających z nóg niespodzianek, o tyle doskonale dopełnia ten materiał, a jednocześnie wypada minimalnie słabiej niż kompozycje autorskie.
Pozwolę sobie powtórzyć to, o czym wspomniałem na początku - "Avenge Us" jest materiałem wspaniałym, którego główna siła wynika właśnie z naturalnej ewolucji i pójścia w niespodziewanym kierunku. The Dog już nie jest wściekłym szczeniakiem, który warczy na lewo i prawo. To dojrzałe, samoświadome psisko, które wciąż wściekłe szczeka pod wiatr, nieczułe na tendencje muzyczne pojawiające się na scenie. To pies wyrośnięty, niepatrzący na sztuczne podziały, odważny i inteligentny. Chociaż jest dopiero końcówka lutego, mogę śmiało stwierdzić że mam pierwszy murowany wpis na listę najciekawszych wydawnictw 2020 roku. Chylę czoła.
Arcadian Industry/2020