Początki Grift to rok 2011, Gärdefors współpracował wówczas z perkusistą J. Hallbäckiem, a dwa lata później opublikowali pierwszy materiał - "Fyra Elegier". Już wtedy w ich tekstach wyraźne były wpływy poezji Johannesa Edfelta, Pära Lagerkvista czy Dana Anderssona, a w muzyce pobrzmiewało surowe i jednocześnie melodyjne połączenie folku z metalem. Pierwszy album długogrający Grift ukazał się w 2015 roku, już bez J. Hallbäcka w składzie, jako projekt solowy z udziałem gości i w tej formie funkcjonuje do dziś. Premiera najnowszego, trzeciego krążka, ("Budet") zaplanowana jest na 20 marca.
Rozmowa z Soundrive [Erik Gärdefors]
Nie byłbym muzykiem, gdyby... Od najmłodszych lat zajmowałem się tworzeniem ekspresji siebie samego. Myślę, że jest we mnie silnie pulsująca potrzeba, która pozwala tworzyć muzykę, ale skąd się bierze ta potrzeba? Tego nie wiem.
Moja ulubiona muzyka z dzieciństwa to ścieżka dźwiękowa do "Braci Lwie Serce", pamiętam, że byłem przez nią bardzo poruszony.
Moja ulubiona muzyka z ostatnich miesięcy to Älgarnas Trädgård.
Mój ulubiony artysta niezwiązany z muzyką to Willy Kyrklund, zajmował się prozą i dramatem.
We współczesnej muzyce najbardziej lubię, kiedy brzmi staro.
We współczesnej muzyce najbardziej nie lubię, kiedy próbuje brzmieć staro.
Najbardziej w koncertach lubię eskapizm.
Moja muzyka jest porównywana do wszystkiego, od muzyki pogrzebowej po muzykę hipisowską. A ja tak naprawdę nie widzę różnicy.
Gdybym mógł sprawić, że jeden z utworów innego artysty stałby się mój, byłoby to coś pomiędzy "En spelmans jordafärd" a "The Wanderer".
Polska kojarzy mi się z ogórkami kiszonymi i cegłami.