W marcu minie rok od premiery "9 Lives", debiutanckiego albumu Goo Munday, który najłatwiej można określić jako ponury EDM punk, ale nie należy się do tej etykiety przywiązywać - to tylko drogowskaz do całkowicie autorskiej, fascynującej muzyki, która trafi w gusta szczególnie tych osób, które z jednej strony lubią oddawać się melancholii, z drugiej nie stronią od ekspresyjnego gniewu.
Rozmowa z Soundrive
Nie byłabym muzykiem, gdyby nie... Myślę, że ostatecznie i tak zajmowałabym się muzyką, niezależnie od tego, jaką wybrałabym ścieżkę.
Moja ulubiona muzyka z dzieciństwa to na pewno muzyka emo.
Moja ulubiona muzyka z ostatnich miesięcy to The Chemical Brothers, The Bloody Beetroots, Billie Eilish, Tourist, The Horrors, Tycho, The Flaming Lips, Doja Cat i mogłabym tak jeszcze długo wymieniać.
Moi ulubieni artyści niezwiązani z muzyką to Noel Fielding, Julian Barratt, Cara Delevingne, Francelle Daly, Christian K. Reed, David Lynch, Catherine Hardwicke, Sofia Coppola, James Charles.
We współczesnej muzyce najbardziej lubię futurystyczne brzmienia. Mam wielką obsesję na punkcie elektronicznej muzyki, od electropunka, witch house'u, dance'u i electro popu po EDM, darkwave, ethereal wave, rave, IDM i tak dalej. Jestem też wielką fanką współczesnego rapu.
We współczesnej muzyce najbardziej nie lubię australijskiego rapu.
Najbardziej w koncertach lubię dobrej jakości nagłośnienie i świetny spektakl stworzony za pomocą oświetlenia; tańczenie i zatracanie się pośród wyjątkowym ludzi czy ulubionych muzyków; a do tego uczenie się, analizowanie i odnajdywanie inspiracji.
Moja muzyka jest porównywana do Crystal Castles - wiele osób używa tego porównania.
Gdybym mogła sprawić, że jeden z utworów innego artysty stałby się mój, byłoby to "Spank" The Bloody Beetroots.
Polska kojarzy mi się z... jeszcze nigdy tam nie byłam, ale mam nadzieję, że któregoś dnia uda się.