Obraz artykułu Jordablod - "The Cabinet of Numinous Song"

Jordablod - "The Cabinet of Numinous Song"

75%

Lubię szczerość. To ciekawa cecha, którą wysoko sobie cenię, zarówno u ludzi, jak i w muzyce. Bo w muzyce chodzi właśnie o to, by być uczciwym wobec siebie samego, wydeptywać własne ścieżki.

Kłaniam się w pas artystom nie odczuwającym potrzeby nerwowego rozglądania się na boki w stronę chwilowego trendu, kolejnej sezonowej sensacji, jeszcze jednej zaimpregnowanej na długowieczność wolty stylistycznej. Przepadam wręcz za momentami, gdy muzyk tak wierzy w swoje kompozycje, że przy ich słuchaniu odczuwam ogromne pokłady jego bezwstydności. Są momenty, kiedy może mi skręcić żołądek z powodu dyskusyjnych rozwiązań kompozycyjnych i są rzeczy ciarkogenne pod kątem przaśności, ale to dobrze. W ten sposób artysta daje świadectwo swojej szczerości, pewności siebie i przekonania, że to, co robi jest warte uwagi. Dokładnie według tego schematu zadziałało Jordablod.

 

Przy odsłuchiwaniu "The Cabinet of Numinous Song" odczuwam nieskończenie wielką wiarę zespołu w swoje możliwości i brak wstydu, co pełni tutaj istotną rolę. Czasami ci sympatyczni Szwedzi potrafią przegiąć, przesadzić, bardzo dyskusyjnie balansować na granicy dobrego smaku - zdarzają im się wiejące cepelią melodyjne pasaże, nieskładne roje gitarowych riffów czy chociażby niepotrzebnie rozciągnięte intra.

 

Wsłuchajcie się w otwierające album "A Grand Unveiling" czy w "Hin ondes mystär" - te do przesady oniryczne plumkania naprawdę można by skrócić o połowę, niewiele wnoszą. Ale można właśnie nie trzeba. Jordablod nie skupiają się na tym, co wypada, co robić warto, oni po prostu idą w swoim kierunku i jest to podejście godne szacunku. Gdy inni rozglądają się za jak najbardziej przyswajalnymi rozwiązaniami, ci skandynawscy blackmetalowcy zwyczajnie odpalają silnik i ruszają na spotkanie czarnej dziury. Mocno kojarzy mi się to z psychodelicznym widem, który Morbus Chron zaserwowali na "Sweven" bądź z zaplątanymi w gitarowe wariacje numerami Tribulation z "The Formulas of Death".

 

Filip Lundström ma wizję i nawet nie rozważa redagowania jej, skracania bądź poprawiania. Przekazuje swój pomysł i szereg najróżniejszych rozwiązań bez żadnych oporów, a że często za długie, niepotrzebnie rozciągnięte w czasie? Właśnie tu tkwi największy urok "The Cabinet of Numinous Song" - z jednej strony album ma wiele niedociągnięć, jest pełen wątpliwych aranżacji, a w dodatku sprawia wrażenie wyjątkowo przegadanego; z drugiej jest w nim coś, co nie pozwala mi oderwać się od niego właściwie od momentu premiery. Przyciąga mnie ten wyjątkowo niepokojący charakter kompozycji i nawet zwyczajny balans na linii "wyciszenie-burza", gdzie po leśnym bajaniu na akustykach wchodzi bezpardonowo chamski riff i burzy całą układankę. Nagle, wraz z wejściem przesteru, następuje wyjście z lasu i wejście w kosmos. Nie mam pojęcia, jak Lundström to robi, jakim cudem potrafi irytować swoją muzyką, a jednocześnie wykreować tak frapującą porcję dźwięków.

 

Nie wiem, co sądzić o najnowszym albumie Jordablod. To wydawnictwo naprzemiennie mnie wkurza i wprawia w zdumienie. Wątpliwości są i raczej pozostaną, ale nie zmienią faktu, że będę wgryzał się w tę płytę jeszcze wiele razy, bo "The Cabinet of Numinous Song" to taka rzecz, która wymaga uwagi, poświęcenia czasu. Wymaga siłowania się z nią. Nawet jeśli do końca jej nie polubię, to i tak wiem, że warto.


Iron Bonehead/2020



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce