Gdy dotarła do mnie wieść o nowej płycie niemieckiej grupy, w pamięci powróciło także wspomnienie - pogodny, ciepły sierpniowy wieczór, Teatr Leśny na gdańskiej Jaśkowej Dolinie i Little Festiwal. Wtedy miałam okazję poznać dźwięki autorstwa Bohren & der Club of Gore w koncertowej odsłonie. Słuchałam ich na leżąco, wpatrując się w gwiazdy i lekko kołyszące się od delikatnego wiatru otaczające amfiteatr drzewa. Pozycja horyzontalna zdaje się być również wymarzoną do odbioru "Patchouli Blue".
To muzyka pobudzająca zmysły, pozwalająca zapomnieć o otoczeniu i codziennych troskach, odpoczywać i marzyć. Snując się niespiesznie, subtelnie łaskocze w uszy, hipnotyzuje i kołysze do snu. To relaks w czystej postaci, oaza muzycznego spokoju. Kompozycje z albumu choć delikatnie zabarwione niepokojem i mrokiem, wlewają w serce błogą radość. Najlepiej brzmią słuchane z zamkniętymi oczami, późno w nocy, gdy milkną echa życia codziennego, a świat spowija ciemność. Wtedy odsłaniają swoje piękno w pełni. To dźwięki, które przyciągają, intrygują i nie dają o sobie zapomnieć.
"Patchouli Blue" to jedenaście fragmentów układających się w spójną, bardzo atmosferyczną opowieść - romantyczną, refleksyjną, nostalgiczną, a zarazem pokrzepiającą duszę. Tu wszystko jest na swoim miejscu, nie ma zbędnych nut, każdy element układanki ma znaczenie.
Baśniowe melodie wibrafonu, pejzażowe partie klawiszy i organów, delikatne dźwięki fortepianu, puls kontrabasu i wyraziste solówki na saksofonie budują niespełna godzinę muzyki pełnej instrumentalnych dialogów dopracowanych w najdrobniejszych szczegółach. Zlokalizowana jest gdzieś na pograniczu darkjazzu, ambientu i balladowej przystępności. Przede wszystkim jednak są tu emocje - smutek i nostalgia spotykają urokliwe, nastrojowe przejścia, a kameralny charakter całości kontrastuje z przestrzennością. Melodie płyną, kołysząc i kojąc nerwy.
Żyjemy w ciągłym stresie i w nieustannym biegu. Otacza nas nadmiar bodźców, co skutkuje tym, że często nie potrafimy odnaleźć się w pędzącej donikąd rzeczywistości XXI wieku. Dziewiąte dzieło niemieckiego tria to świetny sposób na odzyskanie mentalnej równowagi i przypomnienie sobie, że warto cieszyć się nawet z drobnych rzeczy, które dają czystą, prawdziwą radość. Należy do nich niebanalna muzyka, do której wraca się wielokrotnie, z przyjemnością, a jedną z takich płyt dla mnie będzie "Patchouli Blue".
PIAS /2020